[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nocne Huncwotów Rozmowy

 

- Hej, Łapo! Łapo, obudź się! 
- Rogaty… daj mi spać… 
- Łapo, jest druga w nocy. Pora wstawać. 
- Ja się buntuje! 
- Przyłączam się do buntu. 
- Lunatyku, ty mi tu nie podskakuj! 
- Ja nie podskakuje, ja leżę… 
- A co to za różnica? 
- Całkiem spora. 
- Glizdogon, nikt ciebie nie pytał o zdanie. A skoro jesteście już tacy rozgadani, to zbierajcie się. Trzeba zbadać do końca ten korytarz. 
- Ja się w tym zamku już chyba nigdy nie wyśpię… 
- Nie narzekaj, Glizdek, Huncwot jesteś. 
- Czasem myślę, czy dla odrobiny świętego spokoju, nie zrezygnować z tego dumnego miana. 
- Wiesz co, Peter? Dziś popieram cię w zupełności. Nie wstaję. 
- Ludzie, ruszcie się! 
- Rogaty, korytarz nie zając, nie ucieknie… 
- Jesteś pewny, Łapo? Komnaty na drugim piętrze szukaliśmy dwa miesiące, nim odkryliśmy ją w lochach tylko po to… 
- …By dwa tygodnie później, znaleźć ją w wieży astronomicznej. I tu mnie masz. 
- No, więc wstawajcie, ludzie. 
- Ludzie, powiadasz? 
- Łapo, to jest chwyt poniżej pasa. Łapo, ty zapchlony kundlu, nie merdaj mi tu ogonem, tylko wstawaj. Bo zrobię ci loczki z sierści i zawiążę kokardki. 
- Hłe hłe… Bę.. będzie pudelek. Ja nie mogę! 
- Oj, to będzie cudny widok. 
- Ejże! A ja ci zawiążę kokardki na rogach! 
- No proszę, podziałało. Odpsiłeś się. 
- Ale nie wstaję. 
- Rogacz, idź spać. Bo z miotły spadniesz i - zamiast znicza na meczu - zauważysz boisko, i to z bardzo bliska. 
- Nasz profesor Lunatyk ma rację. 
- Chłopaki, no… 
- IDŹ SPAĆ! 
- Oby was Irytek łajnobombami obrzucił! 
- Nie trafi. Ma cela gorszego niż Glizdogon. 
- Wypraszam sobie, Łapo! 
- Idźcie spać, błagam… albo śpimy, albo gadamy w korytarzu. 
- ŚPIMY! 
- Gadamy w kory… znowu w mniejszości… A niech to… Dobranoc, chłopaki. 
- Pa, Rogaty. 
- Niech ci się Evans przyśni. 
- Albo inna ładna sarenka. 
- Łapo, Lily jest tylko jedna, nie ma innych sarenek. 
- Idźcie spać, bo wam punkty odejmę! 
- Rany, Lunatyk, wyluzuj prefekcie. 
- Ups… Lunatyk się wnerwia, koniec dobrego chłopaki, trza się pomodlić. 
- Trza? 
- Trzeba, Peter, trzeba, to po staropolsku. 
- Staro jakiemu? W Wielkiej Brytanii mieszkamy. 
- Ale autorka Polką jest. 
- Cisza chłopaki, to tajemnica. Bo wyjdzie, że prawa autorskie Rowling są łamane. 
- Dobra jest. Na czym to skończyliśmy? Aha, no tak. A więc modlić się trza… 
- Trzeba… 
- Trzeba… 
- Zdecydujcie się wreszcie obydwoje. 
- Peter, to ty i Lunatyk macie pretensje, mnie się nie czepiajcie. 
- Znalazł się pan niewinny. 
- Wielkie dzięki, James. 
- Nie ma za co, Syriuszu. 
- Możemy iść spać? 
- Lunatyku… wiesz, lunatycy podobno chodzą po nocy, a ty się spać wybierasz? Coś tu jest nie tak. 
- Uuuu, Remus złamał regulamin. 
- Jakbym nigdy go nie łamał. 
- No dajcie już chłopakowi spokój, bo się jeszcze nam załamie i co będzie? 
- Jak się złamie, to go poskładamy. 
- Załamie, Peter, nie złamie. Uszy myłeś? 
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. James, z tobą gorzej niż z moją matką. 
- Aż tak źle? 
- Pani Rogata Potter. 
- Ej no! Ja nie mam w planach bycia matką! 
- Za późno, Rogaczu. Już nią jesteś. 
- No nie mogę… żeby czegoś takiego nie zauważyć, James, gdzie się twoja inteligencja podziała? 
- A miał kiedyś coś takiego? 
- Dobre pytanie, Łapo. 
- Chyba miał. Tylko gdzieś zgubił. Trza poszukać. 
- O Peter. Już się słowa trza nauczyłeś. 
- No… 
- Dobra, więc TRZEBA poszukać. Hogwart duży. 
- Czyli kolejne noce zawalone. Coś tak małego, jak intelekt Jamesa, może być wszędzie. 
- Jak myślicie, znajdziemy do końca siódmej klasy? 
- Nie sądzę… 
- James, po co ty trzymasz te skarpetki? James, ty chyba nie chcesz… 
- Rogacz, spokojnie! To trucizna, nie zabijaj Łapy! 
- Tfu… umyj nogi, dobrze ci radzę. Skąd ty masz te skarpetki, ze śmietnika? 
- Pewnie tak, zważywszy na to, że śmietnik to on ma pod łóżkiem. 
- Chyba wysypisko. 
- Żeby jedno… 
- Trzecia. Mieliśmy spać. 
- Mieliśmy, ale już nie mamy. 
- Zaraz nam się McGonagall do dormitorium zwali. 
- No, co? Jesteśmy w łóżkach, światło zgaszone… 
- Ale gadacie w porze, o której powinniście spać. 
- O, dzień dobry, pani profesor, a raczej dobranoc. 
- Co tu się wyprawia? 
- Poważna narada. Szukamy intelektu Jamesa Pottera. Nie widziała pani gdzieś? 
- No rzeczywiście, sprawa najwyższej wagi. Ale do jutra bez inteligencji przeżyje, skoro wytrzymał tyle lat. Spać, nim punkty odejmę! 
- Dobranoc pani profesor. 
- Dobranoc, Potter. 
- Miłych snów pani profesor. 
- I nawzajem, Black. 
- Dobranoc. 
- Tobie też, Pettigrew. 
- Dobrano… 
- Tak, tak, Lupin tobie też. Teraz spać! 

Później 

- Poszła już? 
- Chyba tak. 
- Sprawdzę. 
- Dobra, Peter, ale jak ona tam stoi? 
- To powiem, że idę do łazienki. 
- Mamy łazienkę w dormitorium. 
- A kto przy zdrowych zmysłach wchodziłby do naszej łazienki? 
- My? 
- Bo my akurat mamy zdrowe zmysły. Idź i zobacz, Peter, tylko niczego nie rozwal po drodze. 
- Niczego… Aaaaaaaa! 
- Wiedziałem. 
- Uł… jaki łomot. Ciekawe, co poszło? 
- Nie wiem, nic nie widzę. 
- To zapal światło. 
- Lumos. 
- Zgaś… lepiej było tego nie widzieć… 
- Nox… 

Jeszcze później… 

- No to trza Petera ze szlabanu wyciągnąć. 
- A ty znowu z tym „trza”. 
- Wyluzuj, Lunatyku. 
- Ale się Glizdek wrobił. Biedaczyna. 
- Eh… żeby potknąć się o podręcznik transmutacji, wlecieć i wyważyć drzwi, zlecieć ze schodów nie łamiąc sobie absolutnie niczego oprócz poręczy i roztrzaskanej wazy, a na samym dole spaść prosto na McGonagall, to trzeba… 
- Być Huncwotem. 
- Co racja to racja, szeregowy Łapo. A teraz, gdzie Peter ma szlaban? 
- A skąd ja mam wiedzieć? 
- Łapo… Lunatyk, masz wtyki u McGonagall, idź się dowiedz. 
- Tanią siłę roboczą sobie znaleźli. On teraz szlaban dostał, jest czwarta rano, a ja mam iść do McGonagall i zapytać „przepraszam pani profesor, ale co musi zrobić Peter, bo planujemy go wyciągnąć z tego bagna, ale pani o niczym nie słyszała?” 
- No racja. 
- Poza tym zapominacie o czwartym punkcie niepisanych praw Hogwartu. Zarobione szlabany z honorem odrabiać. 
- Po to są zasady, aby je łamać, panie prefekt. 

Nie tak bardzo później: 

- Dobra, no to idziemy. 
- Łatwo ci powiedzieć. Nie wiem, gdzie są drzwi! 
- Wczoraj jeszcze je widziałem. Chyba tam. Którędy wyleciał Peter? 
- Tamtędy. 
- To tam są drzwi. 
- A mówiłem, że trzeba tu posprzątać? Teraz mi tylko powiedzcie, jak mamy do tych drzwi dojść? Znamy kierunek i co dalej? 
- Może się jakoś przekopiemy? 
- Optymista. 
- W życiu trzeba być optymistą, Lunatyku. 
- Zastanawia mnie jedno. Widzieliśmy wypadek Petera, co oznacza, że drzwi musiały się otworzyć. 
- Chyba, że się przez nie przebił. 
- W każdym razie, czemu teraz nie możemy ich znaleźć? 
- Może dlatego, że James szukał niewidki? 
- No tak, to wszystko wyjaśnia. 
- Dobra, chłopaki, czas ucieka. Jak myślicie, czy znajdziemy te drzwi w ciągu kwadransa? 
- Wątpię… 

Zdecydowanie dużo później… 

Godzina: 5:27 16 sekund i 24 setne sekundy rano czasu środkowoeuropejskiego.
Miejsce: Hogwart.
Konkretnie: Okolice gabinetu McGonagall
Bardziej konkretnie: szósty korytarz na drugim piętrze, patrząc od gobelinu z wojny centaurów, wiszącego obok piątego okna, licząc od drzwi do damskiej łazienki Slytherinu. 

- Ała, Rogaty, deptasz mnie! 
- Nie moja wina, że pod peleryną jest tak ciasno. 
- Trzeba było rzucić na nią zaklęcie powiększenia. 
- Ty, niegłupi pomysł. Szkoda, że wpadliśmy na to po pięciu latach. 
- Bez komentarza… Dobra, idziemy. 
- Niby jak? Nic nie widzę, nawet własnych nóg. 
- Bo to peleryna-niewidka, idioto. 
- Aaaa… no racja. 
- Ale masz refleks. 
- Hej, przecież my się widzimy pod peleryną. To nas nie widzą. 
- No, to czemu ja nic nie widzę? 
- Na przykład dlatego, że jest ciemno? 
- Aha… 
- Rogacz, jakim cudem z takim refleksem jesteś doskonałym szukającym, to ja nie wiem. 
- Może zgubił refleks razem z intelektem? 
- No fajnie. Nie dość, że przestał myśleć, to jeszcze działać. Rogaty, chyba pora wysłać cię na złom. 
- Chłopaki, chciałem zauważyć, że tam za drzwiami jest McGonagall i najprawdopodobniej Peter. 
- To już wiemy. 
- No to się zamknijcie. To, że nas nie widać, nie znaczy, że McGonagall jest głucha. 
- Dobrze, no to chodźmy 
- Łapo… 
- Co znowu? 
- A my mamy jakiś plan? 
- Dobre pytanie. 
- Ups… 
- Chłopaki, źle z nami. I to nawet bardzo źle… 
- Wyjście mamy tylko jedno… 
- W zamku jest sporo wyjść… 
- Improwizujemy. 
- Ruszmy się wreszcie....

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • xiaodongxi.keep.pl