[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Autor: WOJCIECH �WIDZINIEWSKITytul: konsekrowanyZ "NF" 2/99Ko� niespokojnie strzyg� uszami i rzuca� �bem, chrapi�c zniezadowolenia. Powo��cy m�czyzna wyplu� prze�uwany rzemie�i zaniepokojony zapyta� cicho:- Co jest, P�ochy?Ko� parskn��, a wo�nica zatrzyma� zaprz�g, zeskoczy� irozejrza� si� w obie strony le�nego traktu. Cisza, nikt nienadje�d�a�. Poci�gn�� par� razy nosem i u�miechn�� si� dosiebie. Wskakuj�c na kozio�, powiedzia� do konia:- Co, P�ochy, wci�� pami�tasz p�on�ce �adownie"Dromadera", wype�nione po brzegi smo��? Nie dziwi� si�.Troch� czasu min�o, zanim odr�s� ci ogon - cmokn��. Pow�zruszy�. - Mog� si� z tob� za�o�y�, a nawet z samymKonsekrowanym, �e to tylko le�ny smolarz, ale ty mi i takpewnie nie uwierzysz... - ko� zacz�� gniewnie zarzuca� �bemi boczy� si�. - No, spok�j, P�ochy! Jeste� r�wnie g�upi jakludzie, mia�em o tobie lepsze zdanie!Nadal jechali lasem, a wo� wytapianej smo�y nasila�a si�.W ko�cu za kt�rym� z zakr�t�w otworzy�a si� nagle polana iwyros�a chata. Wybudowana z nieociosanych k��d sosnowychuszczelnionych mchem, wydawa�a si� pi�knym pa�acem w tejbezludnej g�uszy. Przy niej, w umorusanym sk�rzanymfartuchu, uwija� si� ogromny m�czyzna o czarnych jak smo�aw�osach i pot�nych, r�wnie smolistych w�siskach. Zreszt�wszystko dooko�a wydawa�o si� bardziej czarne ni� powinno.Nawet rosn�ce przy domu mlecze mia�y ciemno��te kwiaty.P�ochy jawnie zacz�� si� buntowa�. Przewracaj�cprzestraszonymi oczami usi�owa� wyrwa� si� do przodu.Min�o troch� czasu, zanim si� przyzwyczai� do zapachusmo�y.- Witajcie, smolarzu, jak tam praca?- zagadn�� wo�nica.Smolarz przyjrza� si� przyjezdnemu i odpowiedzia�uprzejmie, ale z rezerw�:- �e tak powiem, wrze.Wo�nica u�miechn�� si�.- To dobrze. Nie chcecie przypadkiem kupi� kuferka alboskrzyni?Smolarz troch� si� rozlu�ni� widz�c, �e prawdopodobnie mado czynienia z handlarzem.- Nie potrzebuj�, ale macie mo�e troch� m�ki?- A znajdzie si� woreczek czy dwa.Rzemie�lnik ca�kowicie si� rozpromieni�.- Ju� dwa tygodnie, jak �em chleba nie mia� w ustach.Zapraszam w go�cin�. Mam troch� dziczyzny, a i gorza�ka si�znajdzie.Wo�nica spojrza� na s�o�ce kryj�ce si� g��boko mi�dzydrzewami.- A nocleg u was si� znajdzie?- Przecie� powiedzia�em, �e zapraszam w go�cin�.- Zaproszenie przyj�te, tylko oporz�dz� konia. Nazywamsi� S�owik.- Smolarz jestem.Dziczyzna by�a troch� za s�ona, ale napitek doskona�y.- Gdzie� ty w tej g�uszy, mo�ci panie S�owiku, chcesz teswoje skrzynie sprzeda�, co? - zacz�� mi�dzy jednym a drugimkubkiem Smolarz. - Niewielu tu ludzi �yje, a i ci co tumieszkaj�, w zbytki nie op�ywaj�.- Ot�, mo�ci Smolarzu, mam tu specjaln� skrzyni� przezklan Oka sklecon� dla wielkiego maga, kt�ry w tym lesie si�podobnie� ukrywa - g�adko sk�ama� S�owik.Smolarz zmarszczy� brwi.- Nigdy nie s�ysza�em, a�eby w tej okolicy �y� jaki�wielki czarodziej, ale nie by�by on pot�ny, gdyby o jegoskryciu wiedzia� nawet smolarz.- Co racja, to racja. Ci�ko chyba b�dzie go znale��.�ykn�li z kubk�w.- A co tam w �wiecie s�ycha�? - znowu zacz�� gospodarz.Przybysz chwil� si� zastanawia� czy powiedzie� prawd�.- Konsekrowany nie �yje. Znowu chaos pogr��y� klany.Smolarz spojrza� na czo�o go�cia. Trzy pionowe naci�cia.Klan Ci�tych. Klan Konsekrowanego. On sam nale�a� do K�.- W tej g�uszy nie zwracamy uwagi na klany. Wystarczy namwalka z lasem - powiedzia� stanowczo.S�owik rozwa�a� przez chwil�. Powiedzia� w ko�cu:- Tak te� my�la�em i dlatego jad� przez puszcz�.- Zostawmy wi�c �wiat wielkich, a zajmijmy si� piciem. -Smolarz dola� gorza�ki do kubk�w.S�owik bardzo si� pilnowa�, a mimo to spi� si� donieprzytomno�ci. Obudzi� si� zaniepokojony, pr�buj�czrozumie�, gdzie si� znajduje. Ostatnie, co pami�ta� totoast wzniesiony "Na pohybel klanom". Potem pstryk! Kto�zdmuchn�� �wiec�. Podni�s� si� i j�kn�� czuj�c b�l g�owy inudno�ci. Wsta� jednak i powoli powl�k� si� do ceberka zwod�. Pi� �apczywie, oblewaj�c si�.Wyszed� na zewn�trz i pozdrowi� pracuj�cego Smolarza.Gospodarz rzuca� na niego podejrzliwe spojrzenia.- Wczoraj troch� za du�o o sobie powiedzia�e�. Mo�e niepowinienem tego m�wi�, bo mnie za to zabijesz, ale wiem, kimjeste� i co wieziesz. Jestem z tob�, gdy� �aden klan niepowinien w ten spos�b zdobywa� przewagi nad innym klanem.Mo�esz mi zaufa�, gdyby kto� o ciebie pyta�, to nigdy nawettu nie dojecha�e�. Mo�liwe, �e skr�ci�e� przy Dw�ch G�azach,a mo�e przeprawi�e� si� przy B�ystce czy Leniwej. Dla mnieciebie tu nie by�o.S�owik rozwa�a� s�owa Smolarza. Przekl�� swoj� s�abo�� dogorza�ki. Nigdy nie potrafi� sobie odm�wi�, co cz�sto by�oprzyczyn� k�opot�w. Tak jak teraz. Dla dobra sprawy powinienzabi� Smolarza. Jednak je�li pojedynczy kupiecpozostawia�by za sob� szlak trup�w, kto� m�g�by szybkozorientowa� si�, �e co� tu nie gra. W ko�cu zdecydowa�, �eprzynajmniej raz w swoim trzydziestoo�mioletnim �yciu musikomu� zaufa�.- Nie zabij� ci�, ale musz� wiedzie�, czemu chcesz mnieos�ania�, w ko�cu jeste� z innego klanu?- By�em w Chwale, gdy zaatakowa�y nas o�ywie�ce Fal.Zgin�a wtedy moja �ona i moi rodzice. Dlatego jestem tutaj.Nie ma dla mnie miejsca w �wiecie walcz�cych klan�w.S�owik pokiwa� g�ow� ze zrozumieniem. Miasteczko Chwa�aju� nie istnia�o. Prawie wszyscy jego mieszka�cy zgin�li, aci, co prze�yli, nie chcieli tam pozosta�. Tak wi�c Chwa�apozosta�a miastem ruin i grozy, a jednocze�nie symbolembezsensownej wojny klan�w u�mierzonej dopiero przez nowegoKonsekrowanego. Wierzy� temu cz�owiekowi i nie czu� potrzebyzabijania go. Rozstali si� w pokoju.Nie ma nic nudniejszego ni� podr� wozem przez las.Monotonia drogi i postoj�w sprawia, �e cz�owiek zaczyna du�orozmy�la� nad sob� i �wiatem, a to przy misji S�owika bardzoniebezpieczne. Troch� mniej koncentracji i mo�nasko�czy� obok drogi ze sztyletem w plecach. I prawie tak si�sta�o.By� tak zamy�lony, �e wyczu� czyj�� obecno�� dopiero jaksi� z ni� zr�wna�.- Hej! Dobry cz�owieku, co tam wieziesz? - odezwa� si�g�os zza drzewa.Zaskoczony S�owik �ci�gn�� wodze. Z lasu wyskoczy�odw�ch m�czyzn, a na bud� wozu zsun�� si� z drzewa trzeci.Czwartego S�owik wyczu� z ty�u, za zaprz�giem. Ten na wozieprzy�o�y� mu od ty�u sztylet do szyi.S�owik przyjrza� si� stoj�cym m�czyznom. Jeden z nich,chudy i pryszczaty, wygl�daj�cy na nastolatka, niedbaleopiera� si� o �uk. Drugi, gruby i wysoki, z d�bow� maczug�,zdawa� si� by� szefem bandy.- Kto pyta? - spokojnie powiedzia� S�owik, szykuj�c planwalki.- Czy to istotne? - powiedzia� ten z maczug�, wzruszaj�cramionami. - I tak zaraz umrzesz. Nie lubimy niespodzianek,wi�c uprzejmie prosimy, �eby� nas poinformowa�, co namprzywozisz. - Wida�, �e go bawi�a rozmowa. Pryszczatyziewn�� i popatrzy� gdzie� w las.- Przykro, ch�opaki, ale to, co wioz�, jest dla mnie takwa�ne, �e b�d� musia� was zabi�.- Roze�miali si�. Sztyletmocniej przytuli� si� do grdyki S�owika.- Jak chcesz to zrobi�, pewniaczku?- zagadn�� pryszczaty.- Jestem �piewakiem. - Troch� spowa�nieli, ale nadal natwarzy mieli drwi�ce u�miechy.- Chy�y! Sprawd� no t� bud� - zwr�ci� si� herszt dobandziora z ty�u. - Nie ma ju� �piewak�w na �wiecie, azreszt� ostatnio dorwali�my jednego takiego i faktycznie�piewa�, ale cienko, bo mu jaja urwali�my. - Wszyscygruchn�li �miechem. S�owik m�g� ich teraz zaatakowa�, alenie chcia� sobie odm�wi� przyjemno�ci zobaczenia ich twarzy,gdy dowiedz� si�, co przewozi. Te rzadkie chwileokrucie�stwa, na jakie sobie pozwala�, bardzo poprawia�y munastr�j.Herszt spojrza� na ty� wozu i spowa�nia�.- Co si� sta�o, Chy�y? - �piewak zacz�� nuci� Psalm Drugi,"Zniewolenie". - Co tam znalaz�e�?Chy�y nie odzywa� si�. �piewak nuci� coraz g�o�niej.- No co jest? - dopytywa� si� gruby. S�owik nieznacznieporuszy� si�, dotykaj�c g�ow� r�ki trzymaj�cej n�. Sztywna,�adnego drgni�cia mi�nia. Psalm zacz�� ju� dzia�a�.- M�w�e! - herszt pr�bowa� da� krok do przodu, jednak zezdziwieniem stwierdzi�, �e nie mo�e si� ruszy�.- To Konsekrowany... - Chy�y bardzo powoli wydusi� zsiebie s�owa. Pie�� i na niego zacz�a dzia�a�. S�owik,wci�� �piewaj�c, rzuci� okiem na grubego i pryszczatego. Uobu bardzo powoli zacz�� wyp�ywa� na twarz wyrazzaskoczenia.S�owik si�gn�� przez g�ow� za kark trzymaj�cego gom�czyzn�, a drug� r�k� z�apa� jego sztylet. Nast�pnie,przerzucaj�c go przez rami�, wbi� mu n� mi�dzy �ebra.Zw�oki uderzy�y w zad konia, lecz P�ochy, r�wnie� zniewolonypsalmem, nawet nie zareagowa�, i grzmotn�y o drog�,przewracaj�c grubego. S�owik zeskoczy� z koz�a iwyci�gni�tym z buta sztyletem zabi� ledwo broni�cego si�pryszczatego. Odwr�ci� si�, by w por� zauwa�y�, jak Chy�ymierzy do niego z kuszy. Chy�y podczas �piewania psalmu sta�najdalej, wi�c by� s�abiej zniewolony ni� reszta. �piewak niezastanawiaj�c si� rzuci� no�em. Chy�y pochyli� si� doprzodu i wypu�ci� pocisk. Be�t a� po lotki zag��bi� si� wciele wci�� le��cego herszta bandy.�piewak wyprostowa� si� i popatrzy� na pobojowisko.- No, ca�kiem nie�le - powiedzia� i pchni�ciami no�aodzyskanego z cia�a Chy�ego upewni� si�, �e wszyscy s�martwi.Zaci�gn�� zw�oki g��boko w las, a plamy krwi zasypa�piaskiem. Jeszcze raz rozejrza� si�, sprawdzaj�c czy niezosta� �aden �lad walki. Strzykn�� �lin� przez z�by iwskoczy� na kozio�. Pogwizduj�c pop�dzi� P�ochego. W�z zterkotem ruszy� le�n� drog�.Dwa dni p�niej oderwa�o mu si� ko�o. Kl�c szpetnie�piewak zs... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • xiaodongxi.keep.pl