[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

 

_____________________________________________________________________________

 

 

 

Margit Sandemo

 

 

SAGA O LUDZIACH LODU

 

 

Tom XLVI

 

Woda zła

 

_____________________________________________________________________________

 

 

 

ROZDZIAŁ I

 

Pogrążony w zadumie Nataniel spoglądał na Dolinę Ludzi Lodu.

Daleko poza jej granicami znajduje się świat, myślał.  Ale nikt na całym świecie nie wie, że godzina, w której dopełnić się może los ludzkości, jest tak strasznie bliska.  Jeśli nie zdołamy uratować Ziemi w tej chwili, nie zrobimy tego nigdy.

Teraz jednak zadanie wydawało się dużo bardziej skomplikowane, niż się spodziewano. Szczerze mówiąc, wydawało się całkowicie beznadziejne.  Tengel Zły znajdował się już w dolinie. Szedł na spotkanie piątki wybranych i miał wszelkie możliwości, by znależć się u celu przed nimi. Myśmy, jeszcze tam nie dotarli, ale Tan-ghil mógł tego dnkonać, myślał Nataniel z goryczą.  Ostateczna rozprawa z Tengelem Złym, wyścig do ukrytego naczynia, walka o uratowanie świata, to wszyst-ko było sprawą Nataniela, nikt inny nie mógł go w tym zastąpić.

Wiedział, że to jego zadanie. Marco już swoje zrobił.  Tova i Ian mieli tylko być przy nim, żeby go wspierać, obowiązkiem Gabriela było obserwować wydarzenia.  Ciężkie chmury dotykały najwyższych szczytów gór.

Niżej rozciągała się pobielona wiosennym szronem dolina.  Jakiś ptak krzyknął gdzieś pośród skał. W kraterze u stóp Nataniela bulgotało i syczało. Poza tym panowała grobowa cisza Było oczywiste, że tą drogą do naczynia nie dotrą.  Przez setki lat obecności wody zła teren został tak niemiłosiernie skażony, że wszystko w okolicy uległo zniszczeniu, było chore albo po prostu przestało istnieć.  Zionące pustką lub buchające gorącą parą jamy w ziemi pozwalały przypuszczać, gdzie może znajdować się naczy-nie. Ziemia wokół, pokryta jakimś niezdrowo wyglądają-cym nalotem, drżała i uginała się. Nikt nie odważyłby się postawić na niej stopy, wszystko sprawiało wrażenie jakiegoś bezdennego bagniska pełnego obrzydliwości.

  - A co by się stało, gdybyśmy tak wylali na to kilka kropel jasnej wody? - zastanawiała się Tova.

  - Nie możemy sobie na to pozwolić - odparł Nataniel.

- Musimy oszczędzać wodę na ostateczną rozprawę. Czy tobie, Marco, zostało jej jeszcze choć trochę, czy też musiałeś wszystko wylać na Lynxa?

Na dźwięk imienia Lynx Gabriel się skulił. Nie chciał, by mu przypominano o tym strasznym, o tym niepojętym, co się stało z tamtym człowiekiem.

  - Mam jeszcze kilka kropel - poinformował Marco.

- I nawet nie tak mało, myślę, że została co najmniej czwarta część butelki.

Nataniel skinął głową. Teraz całkowicie przejął przy-wództwo.

  - Musimy się cieszyć z każdej kropli, którą mamy.

  - Słusznie - poparł go Marco. - I nie możemy podej-mować żadnych eksperymentów.

Wycofali się z tej sprawiającej okropne wrażenie oko-licy. Znaleźli się ponownie na niewielkiej polance ze sterczącymi wszędzie ostro zakończonymi skałami z tą, jak to Tova nazwała, „bezimienną sztolnią”, czyli ziejącą w skalnej ścianie jamą.

  - A zatem... - zaczął Ian. - A zatem za punkt wyjścia powinniśmy przyjąć dziwny sen Gabriela, prawda?

  - Masz rację, Ian - potwierdził Nataniel. - Jak to było, Gabrielu? „Zajmijcie się najpierw tym drugim! To ważne, ważne, ważne, nie popełnijcie błędu!” Czy tak to brzmia-ło?

  - Tak. - Gabriel skinął głową. - Tylko że „to drugie” może się odnosić do wszystkiego. Czy nie powinniśmy wcześniej się upewnić, czego to dotyczy?

Nataniel odpowiedział mu z wielką powagą:

  - Owszem, myślę, że powinniśmy to zrobić. Nawet jeśli wyda nam się przykre to, że musimy zawrcicić teraz, kiedy jesteśmy tak blisko celu. Marco sugerował, że przypuszcza-lnie chodzi tu o drugie miejsce Tengela Złego w dolinie.

  - Może właśnie tam Tan-ghil ukrył klucz do roz-wiązania zagadki - potwierdził Marco. - Gabrielu, kto wypowiadał te słowa w twoim śnie? Te o łańcuchach trupów i o „tym drugim”, i że to takie ważne, żeby najpierw zająć się akurat tym?

  - Nie wiem, Marco. Naprawdę nie wiem.

  - Rozumiem. Nataniel, pódaj mi dziennik Silje!

  - Myślałem właśnie o tym samym - uśmiechnął się Nataniel, wyjmując z plecaka bardzo starą księgę. - Tutaj mamy mapkę Doliny Ludzi Lodu - oznajmił i wszyscy pochylili się nad dziennikiem. - Teraz znajdujemy się tu...  Tak, a gdzie jest to drugie miejsce, które zauważyła Sunniva Starsza?

Marco wskazał wyraźny krzyżyk na mapce.

  - Tam.

Podnieśli teraz głowy i mierzyli wzrokiem odległość do łańcucha gór. Zaczynało być chłodno. Nad doliną powoli kładły się wieczorne cienie.

Ile to już dni, myślał Gabriel. Jak dawno temu wyje-chaliśmy z domu! Właściwie straciłem rachubę.

  - Chodźmy! - przerwał jego rozmyślania Nataniel.

- Chodźmy, odnajdziemy to miejsce.

Gabriel skinął głową, jakby chciał sam sobie coś potwierdzić. Wszyscy byli coraz bardziej pewni, że „tym drugim”, którym trzeba się zająć najpierw, jest drugie miejsce Tengela Złego pod szczytami gór.  Tak właśnie musi być, musi chodzić o to drugie miej-sce, bo oni już naprawdę nie mają czasu na nieudane eksperymenty!

Pospiesznie ruszyli skalną ścieżką w dół, oddalając się od sterczących szczytów.

  - Wiecie co? - powiedziała Tova ściszonym głosem.

- Mam wrażenie, że śledzą mnie tysiące pełnych nadziei oczu!

  - Sądzisz, że to zwierzęta? - zapytał Marco równie cicho.

  - Tak. My ich nie widzimy. Zresztą może ja sobie to wszystko wyobrażam? Przecież zwierzęta nie mogą prze-bywać w tej zadżumionej dolinie. A mimo to czuję na sobie spojrzenia spłoszonych oczu, które patrzą na mnie ze wszystkich stron. Rozbiegane oczy lisa, renifera, zająca, żbika... Ptaki, które czuwają na skałach i w dole, na przełęczach pomiędzy górami. Orły, jastrzębie, przepió-rki, mniejsze ptaki...

  - Rozumiem, co masz na myśli. Oprócz myszołowów nie ma tu żadnych żywych stworzeń, żadnych zwierząt.  Gdyby jednak wiedziały, co my tu robimy, z pewnością szłyby za nami. Mimo strachu.

  - Właśnie!

Gabriel starał się iść tak blisko towarzyszy, jak tylko na tych kamienistych zboczach było to możliwe. Szepnął:

  - Tamci... Ich już nie ma.

Tova spoglądała podejrzliwie w dół na halę pokrytą cienką warstwą śniegu. To prawda, co powiedział Gab-riel. Obrzydliwe, ubrane na czarno stworzenia, których nikt nie rozpoznawał, zniknęły. Równie niepostrzeżenie i bezszelestnie jak się pojawiły.

Wszyscy odetchnęli z ulgą.

  - Właściwie to nic dzisiaj nie jedliśmy - stwierdził Ian.

- Ale nie jestem głodny.

  - Jak to się mogło stać? - zastanawiał się Marco. - Ja na przykład ani przez sekundę nie pomyślałem o jedzeniu.

  - Ani ja - powtarzali inni jedno przez drugie.

Przeżyli wiele dni pełnych lęku, ale ten był najgorszy w ich życiu.

Nie wiedzieli, co się jeszcze może wydarzyć, i tak było chyba najlepiej.

Nataniel z troską stwierdzał, że zapada zmierzch.  Bardzo by chciał wypełnić swoje zadanie w jasnym, dodającym odwagi świetle poranka. Wieczór przynosi bowiem zmęczenie i odbiera chęć do działania.  Ale przecież nie mogli czekać do rana. Pozostała im już tylko ta wieczorna krótka chwila.

Nataniel nie bał się tego, co miało nastąpić. Po utracie Ellen naprawdę nie miał już nic, dla czego warto by żyć.  Bez wahania gotów był się narażać i chyba to właśnie teraz czynił. Niepokoił się jedynie o Gabriela. Karine nie zniosłaby utraty jedynego dziecka, na tyle Nataniel znał swoją bratową. Pragnął też, żeby nic złego nie przytrafiło się niewinnemu Ianowi. Marco da sobie radę, ale jak będzie z Tovą, Nataniel nie wiedział.

Tova, odkąd spotkała Iana, była szczęśliwa. Nataniel nie chciał, żeby spadły na nią kolejne troski i przeciwności. Ani żeby umarła. Jeśli to prawda, że Tova będzie miała dziecko, to w przyszłości powinna móc je wychować. Ona i Ian.  Mój Boże, przyszłość! Gdzie jest nasza przyszłość?  Nataniel poczuł, że odpowiedzialność niczym ciężki głaz przytłacza jego barki. Wszystko opiera się na nim. On musi się troszczyć o to, by Tova i Ian oraz wszyscy inni na świecie mieli przyszłość.

Przystanął, a lodowaty wiatr przenikał go do szpiku kości. Dolina Ludzi Lodu leżała pogrążona w mroku, zimna, wyczekująca, tajemnicza. Śnieg po drugiej stronie zdawał się teraz być niebieski. Jezioro przecinały ciemne szczeliny, zapowiadające wiosnę. Szczyty gór rzucały długie cienie, nad górami i nad doliną trwało milczenie.  Z daleka, gdzieś z dołu, dobiegał monotonny szum rzeki, a poza tym cicho było jak w grobie.

Bo też i Dolina Ludzi Lodu była grobem. Pochowano w niej wielu z tych, którzy niegdyś tu żyli. Wśród nich również członków Ludzi Lodu. Niedaleko od miejsca, w którym stał Nataniel, spoczywał w swoim grobie Kolgrim. Chyba pod tamtym nawisem, którego fragment Nataniel widział tak wyraźnie.

A z tyłu za nimi znajdowało się naczynie z wodą zła.  Teraz oddalali się od niego. Musieli zobaczyć, co Tengel Zły ukrył w „tym drugim miejscu”.

Żadne z nich nie miało najmniejszego pojęcia, co by to mogło być.

Trudno było posuwać się pod samą ścianą, musieli iść w pewnej odległości od niej. Kiedy więc Tova się odezwała, odpowiedziało jej nieoczekiwanie głośne echo.

  - Chciałabym, żeby towarzyszyło nam teraz wielu z naszych pomocników - zwróciła się do Nataniela. - Na przykład Benedikte z jej zdolnością przenikania rzeczy na wylot, widzenia ich przeszłości.

  - Tula posiada podobną umiejętność - odparł Nata-niel i również jego głos odbił się echem od skał. - Ona widzi nawet przez ściany.

  - Tak, ona by się nam tutaj przydała - mruknął Gabriel.

  - I Heike, który wyczuwa wibracje śmierci i ma wiele innych talentów.

  - A ja bym najchętniej zabrał ze sobą Targenora

- rzekł Marco. - On jest niewiarygodnie silny.

Nagle czworo z idących przystanęło.  Nataniel zauważył to i odwrócił się. Wyczytał w ich oczach bezgraniczne zdumienie.

Przez chwilę nikt się nie odzywał.

W końcu Marco powiedział powoli:

  - Myślę, że nie są nam potrzebni. Ani Benedikte, ani Tula, ani Heike, ani nawet Targenor. W ogóle nikt.

  - Co masz na myśli? - zapytał Nataniel zbity z tropu.

- Co się dzieje?

  - Ty lśnisz - oświadczyła Tova lakonicznie. - Świe-cisz niczym błękitny płomień.

Nataniel podniósł rękę i przyglądał się jej. Zginał łokieć i odwracał dłoń. Potem powoli wysunął przed siebie stopę. Wszystko było jak otulone ostrym, metali-cznym blaskiem, jakby on cały znajdował się w jakimś naelektryzowanym pancerzu. I czuł się taki silny, taki...  przepełniony niezwykłą mocą. Umysł miał krystalicznie jasny, jego wiedza była nieograniczona, wola niezłom-na.

Nagle uśmiechnął się. Już od bardzo dawna nie widzie-li, żeby Nataniel się uśmiechał. Po utracie Ellen na jego szlachetnej twarzy gościł jedynie wyraz powagi.

  - Chyba jestem gotów do wypełnienia mojego zadania

- zaśmiał się niepewnie.

  - Nie wątpię w to - szepnęła Tova.

Nataniel wyprostował się.

  - Tak! Teraz jestem gotów podjąć walkę. Długi czas niezdecydowania minął!  Odetchnęli z ulgą. Cała piątka.

  - No to... co teraz zrobimy? - zapytał Marco, który najwyraźniej chciał, by Nataniel kierował wszystkim.  Nataniel rozpostarł ramiona. Jakby na próbę odwrócił dłonie ku górze. Zdawało się, że odbiera jakieś informa-cje. Nikt określony ich nie wysyłał, Nataniel po prostu przyjmował wiadomości. Docierały do niego z powietrza.

  - Dobry Boże, jakie potężne są teraz moje możliwości

- szeptał zdumiony.

Nikogo nie zdziwiło to, że Nataniel powiedział „dobry Boże”. Wiedzieli, że dokładnie to ma na myśli. Dziedzic-two po mieczu dało mu głęboko zakorzenioną religijność, chociaż często sprzeczał się ze swoim ojcem, Ablem Gardem, właśnie na te tematy.

  - Wyczuwasz coś? - zapytał Ian nieśmiało.

  - Bardzo wiele - odparł Nataniel.

  - Ja również wyczuwam wiele - przyznał Marco.

- Ale nie bardzo rozumiem, co to jest.

Nataniel stał bez ruchu, jakby się wsłuchiwał w coś, co dzieje się wokół niego.

  - Myślę, że my... Myślę, że czeka nas trudna walka.

Tengel Zły niczego nam nie ułatwił.

  - A czy ktoś tego oczekiwał? - warknęła Tova.

  - Nie, ale będziemy musieli pokonać dużo więcej przeszkód, niż przewidywałem - odparł Nataniel. - Niebez-pieczeństwo, że on dotrze do celu przed nami, jest wielkie.

  - Na co w takim razie czekamy? - niecierpliwił się Marco.

  - Rzeczywiście, trzeba działać. Najpierw zajmiemy się „tym drugim miejscem”.

  - Jesteś w stanie określić jego położenie?

  - Tak. Wyczuwam je bardzo intensywnie. I myślę, że rozwiązanie zagadki jest dużo ważniejsze, niż się nam wydawało.

  - A co takiego czujesz?

Nataniel starał się skoncentrować.

  - Nie wiem. To jest bardzo dziwne.

  - Niebezpieczne?

  - Niebezpieczne też, oczywiście. Ale bardziej... dziw-ne! Chodźcie, idziemy dalej! To znajduje się już niedaleko, przed nami.

Gabriel pozostał na miejscu. Po chwili odwrócił się.

  - Już dawno go nie słyszeliśmy.

  - Tan-ghila? - zapytał Marco. - Rzeczywiście, nie widzieliśmy go od chwili, kiedy staczał się w dół po przełęczy, przygnieciony tym ciężarem, który dźwigał.

  - Myślicie, że umarł?

  - Nie, z pewnością nie. Ale mam nadzieję, że przynaj-mniej przez chwilę czuł się źle.

Pozwolili sobie na nieśmiałe uśmiechy, ale wypadło to dość sztucznie. Nie byli jeszcze tak uodpornieni na ewentualne mające nadejść niebezpieczeństwo, żeby oka-zywać lekkomyślną odwagę. Jeszcze mieli w sercach zwy-czajny ludzki lęk.

Posuwali się powoli pomiędzy ostrymi skałami, które sterczały w tym wymarłym, naznaczonym pierwotną dzi-kością krajobrazie.

Nagle wszyscy przystanęli. Nataniel ostrzegawczo uniósł rękę.

Znaleźli się na bardziej otwartej przestrzeni. Leżały tu wszędzie kamienne bloki, które stoczyły się kiedyś spod szczytów, jednak przy odrobinie dobrej woli można by to miejsce nazwać pastwiskiem, a może raczej polanką.

  - Co to? - zapytał Ian przyciszonym głosem.

  - Jesteśmy na tym drugim miejscu - odparł Nataniel, który w gęstniejącym mroku coraz intensywniej świecił niebieskim blaskiem. - To tutaj Sunniva Starsza doznała uczucia, że w pobliżu znajduje się coś dziwnego. Coś, co wzbudziło w niej okropne przerażenie, tak gwałtowne, że musiała jak najszybciej uciekać. Teraz ja odczuwam to samo, tylko że my musimy tu pozostać.  Gabriela również zdążył ogarnąć ten niewytłumaczal-ny lęk, a widział, że Tova i Marco także zbledli. Twarz Iana zrobiła się niemal biała, Irlandczyk rozglądał się wokół, przerażony.

Tak, wszyscy doznawali tego samego, co kiedyś przeżyła Sunniva Starsza, a później również Tarjei.  I wszyscy wiedzieli z całą pewnością, że była to sprawka Tengela Złego. Nikt jednak niczego nie komentował.

  - Natanielu, czy myślisz, że coś tutaj znajdziesz?

- zapytał Marco.

Emanująca niebieskim światłem postać odwróciła się z wolna ku skalnej ścianie, która znajdowała się teraz w dość dużej od nich odległości.

  - Myślę, że to jest tam na górze.

Marco skinął głową. Zaczęli wchodzić po lekko pochylonym zboczu i Gabriel ku wielkiemu przerażeniu stwierdził, że on idzie na końcu. On i Ian.  Tak zresztą chyba powinno być. Żaden z nich nie posiadał takiej tajemnej siły jak tamci.  Po krótkiej chwili przystanęli zdezorientowani.

  - Zgubiłem trop - powiedział Nataniel marszcząc brwi. - Nagle doznałem uczucia, że już nie idziemy właściwą drogą.

  - Wola Tengela Złego spycha cię na błędne ścieżki

- szepnęła Tova. - Możesz być pewien, że on wie, gdzie jesteśmy.

  - Do diabła! - mruknął Nataniel.

Marco kręcił się niespokojnie po zboczu:

  - Nataniel! - zawołał półgłosem. - Chodź, zobacz to!

Podeszli wszyscy do pochylającego się nad ziemią Marca.

  - Ktoś tutaj był przed nami - potwierdziła Tova, gdy dostrzegła ślady ledwo widoczne na cienkiej warstwie śniegu.

  - Ktoś jeden lub wielu - dodał Ian. - Ślady są tak mało widoczne, że właściwie wcale nie wiadomo, czy to rzeczywiście ślady stóp.

  - Są, naprawdę - rzekł Nataniel przeciągle, gdy tymczasem Marco uważnie badał jeden z tropów. - Są.  Układają się tak, że nietrudno stwierdzić, iż to ślady kogoś, kto szedł w tamtym kierunku. Ale czy to był człowiek, czy może zwierzę... Nikt nam chyba na to nie odpowie.

  - W każdym razie ślady są dosyć stare - powiedziała Tova. - Już później spadło trochę śniegu.

  - Masz rację - zgodził się Marco. - Ale jest ich wiele.

Ja myślę... Uważam, że wygląda to tak, jakby... no, może niekoniecznie wydeptana ścieżka, ale też nie sądzę, żeby jakieś stworzenie przeszło tu tylko raz.

  - To samo stworzenie mogło tędy przechodzić wielo-krotnie - wtrącił Nataniel.

  - Tak. Ale mogło też wiele stworzeń przejść tylko raz.

Cóż, najważniejsze jest to, że wszystkie wiodą w tym samym kierunku.

Podnieśli oczy. Chociaż ścieżynka była ledwie widoczna, nie ulegało wątpliwości, że prowadzi ku górskiej ścianie.

  - Przyjrzyjmy się temu uważniej - zaproponował Marco przygnębiony.

Mrok był teraz gęsty, lecz ich oczy zdążyły się już do tego przyzwyczaić. Kulili się natomiast od nocnego chłodu, który stawał się coraz bardziej przejmujący. Ponura pustka tego miejsca też wywierała na nich przygniatające wrażenie.  Tova szepnęła do Gabriela, że cieszy się, iż nie jest tutaj sama, a on zgadzał się z nią całym sercem.  Starali się jak mogli nie stracić śladów z oczu. Od czasu do czasu całkowicie znikały, ale potem znowu je odnaj-dywali. Coraz bliżej stromej ściany.

W końcu Tova powiedziała zaskoczona:

  - One prowadzą jakby wprost do wnętrza góry!

Zatrzymali się bezradni.

  - Masz rację, tak rzeczywiście jest - potwierdził Nataniel.

  - No to świetnie - mruknęła dziewczyna. - I co teraz zrobimy? Nie mamy takiej mocy jak Shira, która dzięki pochodni Mara otworzyła skalną ścianę.  Wrażliwe dłonie Nataniela ostrożnie badały chropowa-tą skałę.

  - Sprawia bardzo solidne wrażenie. Niestety, nie wygląda na to, by miały się tu gdzieś znajdować ukryte drzwi.  Marco skinął głową.

  - Masz rację. Żadne „Sezamie, otwórz się” nic tu nie pomoże.

  - Śnieg - szepnął Gabriel nieśmiało.

Wszyscy patrzyli teraz na niego. Chłopiec czuł się zakłopotany.

  - No, bo padał śnieg - starał się wyjaśnić. - Całkiem niedawno. Może warstwa śniegu coś ukryła?

  - Świetna myśl, Gabrielu - pochwalił go Marco.

Nataniel przykucnął i zaczął odgarniać śnieg z ziemi tuż przy ścianie.

  - Nie - powiedział po chwili. - Niczego tu nie ma.

Tova ożywiła się.

  - Czy naprawdę nie widzisz, co zrobiłeś, Natanielu?

Odsłoniłeś tam jakiś nowy trop. Trop, który prowadzi dalej !

Przyglądali się niewyraźnym śladom wzdłuż skały.

  - Tutaj się urywają - oświadczył po chwili Ian.

Nataniel natychmiast upadł na kolana i ostrożnie usuwał cienką białą warstewkę.

  - Cofnijcie się! - krzyknął, uskakując gwałtownie w tył.

  - Co to jest? - dopytywał się Marco, który nie mógł niczego dostrzec.

  - Nadepnąłem na coś, co mi się ugina pod stopami.

Jakaś kamienna płyta czy coś takiego. Nie możemy ryzykować, że...

  - Myślisz, że to krypta grobowa? - zapytał Gabriel drżącym głosem.

  - Zaraz się przekonamy.

Wszyscy pomagali odgarniać śnieg. Powoli ukazywała się spora płyta.

  - To jest zejście do krypty - szepnęła Tova.

  - Cicho bądź - burknął Nataniel, który obawiał się o nerwy Gabriela. - Ale jakim sposobem on zdołał to zrobić? Tutaj, tak wysoko i na tym dzikim pustkowiu?

  - Nie zapominajmy, że on wtedy przebywał w górach przez cały miesiąc - wtrącił Marco. - Trzydzieści dni i trzydzieści nocy, prawda? I wtedy ukrył swoje naczynie z wodą.

  - To prawda. Ten... Kamień został tu przyniesiony.

Wszyscy stali i wpatrywali się w ka...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • xiaodongxi.keep.pl