[ Pobierz całość w formacie PDF ]

LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. GRZEGORZA PAPIEŻA

[W WYBORZE] 12 marca

 

Św. Grzegorz Wielki, papież [ur. około r. 540, obrany papieżem w 590, zmarły w 604], należy do tych bohaterów Złotej legendy, którzy są nam dobrze znani z wiarygodnych źródeł historycznych. Znamy przede wszystkim jego obfitą korespondencję z czasów pontyfikatu [około 800 listów], a nadto długi szereg jego pism treści moralnej i egzegetycznej, a częściowo i hagiograficznej [wypełniają one w PL t. LXXV-LXXIX]. Pisma te były w wiekach średnich niezmiernie wiele czytywane i sięgnięcie do autentycznych źródeł żywota Grzegorza nie przedstawiało nawet wtedy szczególniejszych trudności.

A jednak rozczarowałby się ten, kto by w Złotej legendzie szukał jakiegoś syntetycznego przedstawienia jeśli nie jego życia, to przynajmniej roli odegranej przezeń w dziejach Kościo­ła. To, co Jakub de Voragine ma do opowiedzenia na jego temat, sprowadza się do paru hi­storycznych anegdot [np. o spotkaniu z niewolnikami angielskiego pochodzenia, wystawio­nymi na sprzedaż na rynku w Rzymie], a poza tym do szeregu opowiadań malujących dość schematycznymi rysami wizerunek idealnego pasterza. Nadto spora garść cudów przyozdabia dzieje popularnego świętego. Z ładniejszych motywów zasługuje na uwagę legenda o wyba­wieniu duszy cesarza Trajana z piekła przez modły św. Grzegorza - charakterystyczny symbol pojednania tradycji rzymskiej z chrześcijańską.

Żywot św. Grzegorza opracowywano w wiekach średnich wielokrotnie [BHL nr 3636-51]; największą powagą cieszył się jednak życiorys napisany w Rzymie u schyłku IX w. przez Jana Diakona na polecenie papieża Jana VIII [PL LXXV 60-242]. Była to praca na owe czasy poważna, oparta w znacznym stopniu na materiale archiwalnym. Jakub de Voragine powołuje się na nią kilkakrotnie.

Grzegorz pochodził z rodziny senator­skiej. Ojciec jego nazywał się Gordian, a matka Sylwia. Chociaż w młodości już osiągnął gruntowne wykształcenie filozoficzne, a przy tym posiadał wielki majątek i rozliczne bogactwa, postanowił jednak opuścić to wszystko i oddać się życiu zakonnemu. Zwlekał jednak długo z wykonaniem swego postanowienia sądząc, że lepiej będzie mógł pracować dla Chrystusa, jeśli jako pretor miejski [1] z pozoru tylko będzie służył światu. Wówczas jednak troski światowe tak bardzo zaczęły go przytłaczać, że już nie tylko z pozoru, ale całym sercem im się oddawał. Wreszcie po śmierci ojca zbudował 6 klasztorów na Sycylii, siódmy zaś pod wezwaniem św. Andrzeja apostoła w Rzymie, w swoim własnym domu. Tam, odłożywszy jedwabne szaty, zdobne złotem i dro­gimi kamieniami, przywdział skromny strój mnicha. Wkrótce doszedł do takiej doskonałości, że nawet w tym pierwszym okresie swego życia za­konnego mógł być zaliczony do bardzo świątobliwych. Doskonałość jego zaś do pewnego stopnia możemy pojąć na podstawie jego własnych słów, które napisał w prologu do swego Dialogu [2], gdzie tak powiada: Nie­szczęsna dusza moja, trapiona męką swoich zajęć, pamięta, jaką niegdyś była w klasztorze, jak głęboko pod sobą miała wszystkie rzeczy przemija­jące, jak wysoko wznosiła się nad wszystkim, co się zmienia, jak nawykła myśleć wyłącznie o rzeczach niebieskich, jak zamknięta jeszcze w ciele przenikała w rozmyślaniu jego powłokę, jak śmierć nawet, która niemal dla wszystkich jest czymś okropnym, kochała jako wstęp do prawdziwego życia, jako nagrodę za swoje trudy. Wreszcie zaczaj nakładać sobie tak surowe umartwienia, że rozchorował się na żołądek i ledwie trzymał się na nogach, a cierpiąc na nagły zanik sił, zwany po grecku »synkopsis«, wśród częstych ataków duszności z godziny na godzinę zbliżał się do śmierci.

Gdy pewnego razu św. Grzegorz zajęty był pisaniem w klasztorze, któ­rym kierował jako opat, przyszedł do niego anioł Boży pod postacią roz­bitka, który żałośnie prosił go o litość. Grzegorz kazał dać mu 6 srebrnych pieniążków i biedny odszedł, ale tego samego dnia powrócił twierdząc, że wiele stracił, a zbyt mało otrzymał. Dostał więc ponownie tę samą sumę pieniędzy, lecz powrócił po raz trzeci i natarczywymi krzykami domagał się miłosierdzia. Wtedy szafarz klasztorny oznajmił Grzegorzowi, że nic już nie mają do ofiarowania prócz srebrnej miseczki, w której matka opata miała zwyczaj przysyłać jarzyny. Kazał więc św. Grzegorz dać ją rozbitko­wi, a ten przyjął ją chętnie i oddalił się z wielką radością. Był to zaś anioł Boży, jak to później sam św. Grzegorzowi objawił.

Pewnego dnia św. Grzegorz przechodząc przez rynek w Rzymie ujrzał wystawionych na sprzedaż kilku młodych niewolników o nadzwyczaj pięknej postawie, miłych twarzach i uderzająco połyskliwych włosach. Zapytał więc sprzedającego, skąd ich przywiózł. Ów zaś odpowiedział: Z Brytanii, gdzie wszyscy odznaczają się podobną urodą. Św. Grzegorz spytał znowu, czy są chrześcijanami. Nie - odpowiedział handlarz - oni ciągle jeszcze tkwią w pogańskich błędach. Westchnął tedy głęboko Grzegorz i rzekł: O, biada, jakżeż piękne twarze ma w swej władzy książę ciemności! Spytał jeszcze, jak nazywa się ów lud, i usłyszał w odpowiedzi: Nazywają ich Anglikami. Słusznie - rzekł na to św. Grzegorz - nazywają się »Anglici« [Anglikami] jakby »angelici« [ludzie anielscy], bo twarze ich są anielskie. Zapytał tedy o nazwę ich ziemi, a kupiec odrzekł: Mieszkańcy owej ziemi nazywają się »Deiri« [3]. Słusznie - rzekł św. Grzegorz - nazy­wają się »De iri«, ponieważ należy ich ocalić »de ira« [od gniewu Bożego]. Następnie zapytał o imię tamtejszego króla, a handlarz powiedział mu, że król nazywa się »Aelle«. Wtedy św. Grzegorz rzekł: Dobrze, że nazywa się »Aelle«, ponieważ w jego kraju należy zaśpiewać »Alleluja«. Od razu zatem udał się do papieża i usilnymi prośbami i naleganiem wymógł wreszcie na nim, aby go wysłał na nawrócenie tego ludu. Skoro jednak tylko wyruszył w drogę, Rzymianie zmartwieni bardzo jego nieobecnością przyszli do papieża i rzekli mu: Wysyłając Grzegorza obraziłeś Piotra i zniszczyłeś Rzym! Papież przerażony wyznaczył natychmiast posłów, którzy mieli odwołać Grzegorza. Po trzech dniach podróży św. Grzegorz zatrzymał się w pewnej miejscowości i podczas gdy jego towarzysze odpoczywali, czytał. Wtedy pojawiła się tam szarańcza i zmusiła go, aby prze­rwał czytanie, a samym brzmieniem swego imienia wskazała mu, że nie powinien zatrzymywać się w tym miejscu [4]. Grzegorz odgadując to du­chem proroczym wezwał natychmiast towarzyszy, aby szybko ruszali w drogę. Jednak za przybyciem wysłańców papieskich musiał zawrócić, choć bardzo się smucił z tego powodu. Papież zaś odwołał go z jego klaszto­ru i uczynił go swoim kardynałem-diakonem.

Pewnego razu rzeka Tyber wystąpiła ze swego łożyska i wezbrała tak, że wody jej przelały się ponad mury miasta i zburzyły wiele domów. Z rzeką spływało wtedy do morza wiele wężów i ogromny smok, lecz fale zatopiły, a następnie wyrzuciły te gady na brzeg, a ich gnijące ciała zatruły powietrze, z czego powstała najstraszliwsza zaraza, którą nazywają dżumą. Nawet cielesnymi oczyma można było wtedy ujrzeć strzały spadające z nieba i przeszywające ludzi [5]. Dosięgły one najpierw papieża Pelagiusza, który natychmiast zmarł. Później zaraza tak srożyła się wśród reszty lud­ności, że wiele domów w mieście zostało pustych po śmierci ich mieszkań­ców. Lecz ponieważ Kościół Boży nie może pozostać bez kierownika, lud cały wybrał Grzegorza na papieża, choć opierał się on wszelkimi siłami. Gdy miano go wyświęcić, a zaraza ciągle jeszcze się szerzyła, przemówił do ludu, zarządził procesję i litanie [6] oraz nakazał, aby wszyscy jeszcze gorliwiej modlili się do Boga. A gdy tak lud zgromadzony modlił się, za­raza nadal się srożyła, tak że w ciągu jednej godziny 80 osób umierało. Św. Grzegorz bez przerwy jednak napominał ludzi, aby nie ustawali w modlitwie, dopóki miłosierdzie Boże nie oddali moru. Po ukończeniu procesji chciał uciec [7], lecz nie mógł, ponieważ bramy strzeżone były dniem i nocą. Wreszcie zmieniwszy strój wymógł na jakichś kupcach, że zgodzili się wywieźć go z miasta w beczce na wozie. Dotarłszy do lasu znalazł sobie schronienie w jaskini i tam ukrywał się przez trzy dni. Tym­czasem szukano go z niepokojem, ale ukazał się błyszczący słup światła spływający z nieba na miejsce, gdzie przebywał, a pewien pustelnik wi­dział aniołów wchodzących i schodzących po owym słupie. Wkrótce też cały lud pochwycił św. Grzegorza i zaciągnął do miasta, gdzie wyświęcono go na papieża.

Św. Grzegorz odznaczał się taką szczodrobliwością w udzielaniu jał­mużny, że wspomagał nie tylko biednych, których miał koło siebie, ale i daleko mieszkających, jak na przykład mnichów na górze Synaj. Miał spisane imiona wszystkich biedaków i hojnie przychodził im z pomocą. W Jerozolimie założył klasztor i kazał posyłać przebywającym tam sługom Bożym wszystkie potrzebne rzeczy. Ofiarował także 80 funtów złota rocznie na codzienne wydatki dla 3 000 zakonnic, a ponadto zapraszał co dzień do swego stołu różnych pielgrzymów. Pewnego dnia św. Grzegorz chciał w pokorze swojej nalać wody na ręce jednego z nich i w tym celu odwrócił się i wziął dzban, lecz gdy znowu spojrzał, nie było już tego, któremu chciał ręce obmyć. Dziwił się temu św. Grzegorz, lecz w nocy Pan ukazał mu się w widzeniu i rzekł: W inne dni gościłeś mnie w postaci członków mego Kościoła, dzisiaj zaś przyjąłeś mnie w mej własnej osobie.

Innym znów razem Grzegorz polecił swemu kanclerzowi, aby zaprosił na śniadanie dwunastu pielgrzymów. Kanclerz spełnił polecenie. Gdy zaś siedzieli razem przy stole, papież zauważył, że jest ich trzynastu. Przy­woławszy więc kanclerza zapytał go, dlaczego wbrew jego rozkazowi, na własną rękę zaprosił trzynastu. Lecz kanclerz licząc zaproszonych i wi­dząc, że jest ich tylko dwunastu, rzekł: Wierzaj mi, ojcze, jest ich tylko dwunastu. Wtedy Grzegorz spostrzegł, że pewien mąż, siedzący blisko niego, często zmienia swe oblicze i raz wygląda jak młodzieniec, raz znowu jak dostojny, siwy starzec. Zaprowadził go więc po skończonym posiłku do swej sypialni i tam nalegał nań, aby zechciał wyjawić mu swoje imię. On zaś rzekł: Dlaczego tak pytasz o moje imię? Nie jest ono zwyczaj­ne. Ale powiem ci, że to ja jestem owym rozbitkiem, któremu ofiarowałeś tę srebrną miseczkę, przysłaną ci z jarzynami przez matkę. Wiedz też, że to w tym dniu właśnie, gdy mi ją dałeś, Pan przeznaczył cię na kierownika swego Kościoła i następcę Piotra apostoła. Grzegorz spytał tedy: A ja-kimże sposobem ty dowiedziałeś się, że wtedy właśnie Pan wyznaczył mnie, abym kierował Jego Kościołem? On zaś rzekł: Jestem aniołem Bożym i Pan wysłał mnie teraz, abym cię strzegł, wszystko zaś, o co mnie po­prosisz, możesz osiągnąć u Niego przeze mnie. To powiedziawszy zniknął.

Żył w tym czasie pewien pustelnik, mąż bardzo cnotliwy, który z miłości do Boga wyrzekł się wszystkiego i nie posiadał nic, prócz jednej kotki, a tę jako jedyną swoją towarzyszkę często wabił do siebie i rozgrzewał ją w ramionach [8]. Otóż ten pustelnik błagał Boga, aby raczył mu objawić, jakiej może się spodziewać nagrody w przyszłym życiu za to, że z miłości Boga nie posiada nic z bogactw doczesnych. Pewnej więc nocy Bóg oznajmił mu, że będzie dzielił przyszłe szczęście z Grzegorzem, biskupem rzymskim. Zmartwił się bardzo pustelnik uważając, że jego dobrowolne ubóstwo mało mu przyniosło korzyści, jeśli za nie otrzyma nagrodę ta­ką samą jak ten, który opływa we wszelkie bogactwa tego świata. Przez noc całą i dzień wzdychając porównywał bogactwa Grzegorza ze swoją biedą, lecz następnej nocy usłyszał Pana, który mu powiedział: Nie posiadanie bogactw czyni człowieka bogatym, lecz żądza posiadania. Dlaczego ośmielasz się porównywać swoje ubóstwo z bogactwem Grzego­rza, chociaż ty codziennie więcej doznajesz radości głaszcząc twoją kotkę, którą kochasz, aniżeli on posiadając owe bogactwa, których nie kocha, lecz nimi pogardza i hojną ręką chętnie je wszystkim rozdaje? Wtedy pustelnik złożył dzięki Bogu i choć przedtem sądził, że zasługa jego zbyt nisko ceniona jest w porównaniu z Grzegorzową, teraz począł modlić się, aby zasłużył sobie odbierać kiedyś nagrodę wieczną wraz z nim...

Gdy pewnego razu cesarz rzymski Trajan wyruszał w wielkim pośpie­chu na wojnę, zabiegła mu drogę jakaś wdowa i płacząc mówiła: Błagam cię, racz pomścić krew mojego syna, który zginął niewinnie. Cesarz tedy obiecał, że zajmie się tą sprawą, gdy powróci zdrowy z wojny. A któż wy­mierzy mi sprawiedliwość - rzekła wdowa - gdy ty zginiesz w bitwie? Ten, kto panować będzie po mnie - odparł Trajan. A jaką ty będziesz miał korzyść z tego, że kto inny wymierzy mi sprawiedliwość? - zapytała wdowa. Istotnie, żadnej - rzekł Trajan. Czyż nie lepiej więc - powiedziała ona na to - abyś ty sądził moją sprawę i zyskał sobie tym zasługę, niż ażebyś to pozostawiał innemu? Wtedy cesarz zdjęty litością zsiadł z konia i na miejscu odbył sąd nad tymi, którzy zabili niewinnego. Opowiadają też, że syn Trajana jeżdżąc swawolnie po mieście na koniu zabił syna pewnej wdowy, gdy zaś ta ze łzami poskarżyła się cesarzowi, oddał jej syna, który to uczynił, w zamian za jej zabitego chłopca, a sam nadto hojnie ją obdaro­wał.

W długi czas po śmierci Trajana św. Grzegorz przechodząc raz przez rynek zwany jego imieniem [9] wspomniał ludzkość cesarza jako sędziego i wszedłszy do bazyliki Św. Piotra gorzko zapłakał nad jego błędami [10]. Usłyszał wtedy taką od Boga odpowiedź na swoje modlitwy: Spełniłem oto twoją prośbę i darowałem Trajanowi karę wiecznego potępienia, ale strzeż się pilnie, abyś już więcej za żadnego potępionego nie zanosił modłów. Jan z Damaszku zaś w jednym ze swych kazań opowiada, że gdy Grzegorz modlił się za Trajana, usłyszał głos z nieba: Wysłuchałem twej modlitwy i przebaczyłem Trajanowi. Wschód cały i Zachód może to po­świadczyć - dodaje jeszcze Damasceńczyk. Niektórzy znowu opowiada­ją [11], że Trajan został ponownie przywrócony do życia, po czym za łaską Bożą zasłużył sobie na przebaczenie i wieczną chwałę - a nie został strącony na wieki do piekła i potępiony ostatecznym wyrokiem. Inni znów mówią, że dusza Trajana nie została po prostu uwolniona od kary wieczne­go potępienia, tylko ta kara została jej zawieszona do dnia Sądu Ostateczne­go. Inni jeszcze sądzą, że kara została wymierzona warunkowo, jeśli idzie o miejsce czy rodzaj mąk, dopóki nie zmieni ich łaska Chrystusowa za wstawiennictwem św. Grzegorza. Miedzy innymi Jan Diakon, który ułożył tę legendę, twierdzi, że św. Grzegorz nie modlił się, ale płakał, Pan zaś w miłosierdziu swoim często spełnia to, czego człowiek pragnie, choć o to nie śmie prosić. Twierdzi też, że dusza Trajana nie została zabrana z piekła do raju, lecz tylko uwolniona od mąk piekielnych. Dusza bowiem, jak powiada, może przebywać w piekle, a jednak z miłosierdzia Bożego nie odczuwać mąk piekielnych. Inni znowu mówią, że kara wieczna polega na dwu rzeczach, a mianowicie na karze mąk piekielnych i karze potę­pienia, które pozbawia człowieka widoku Boga. Otóż o ile Trajanowi od­puszczona została ta pierwsza, o tyle drugą nadal musiał cierpieć.

Podobno też anioł powiedział jeszcze Grzegorzowi: Ponieważ modli­łeś się za potępionego, więc teraz wybieraj: albo przez dwa dni będziesz cierpiał w czyśćcu, albo przez resztę życia twego dręczyć cię będą choroby i bóle. Św. Grzegorz zaś wolał już do końca życia znosić cierpienia, niż dwa dni pokutować w czyśćcu. Dlatego też odtąd stale już chorował drę­czony gorączką i dolegliwościami podagry, nękany dokuczliwymi bólami i ciężkim schorzeniem żołądka. Z tego to powodu w jednym ze swoich listów tak powiada: Bóle podagry i inne cierpienia dręczą mnie tak bardzo, że życie stało się dla mnie najcięższą karą, co dzień bowiem umieram z bólu i z westchnieniem oczekuję lekarstwa, którym będzie dla mnie śmierć. Później zaś pisze: Ból mój czasem jest słabszy, czasem silniejszy, nigdy jednak tak słaby, aby całkiem ustąpił, a nigdy tak mocny, aby mnie zabił. Dlatego co dzień jestem bliski śmierci i nie umieram. Choroba tak bardzo już przepełniła ciało moje szkodliwymi sokami, że życie jest dla mnie karą i z tęsknotą oczekuję śmierci, ponieważ wierzę, że ona jedynie może być lekarstwem na me cierpienia...

Pewni książęta prosili św. Grzegorza o jakąś cenną relikwię. Dał im tedy kawałeczek dalmatyki św. Jana ewangelisty, oni zaś uważając tę re­likwię za zbyt mało cenną dla nich, oddali mu ją z wielkim oburzeniem. Wówczas św. Grzegorz pomodliwszy się wziął nożyk i przekłuł ową tka­ninę, a natychmiast z nakłucia wytrysnęła krew. W ten cudowny sposób Pan Bóg okazał, jak cenne były te relikwie [12].

Pewien bogaty Rzymianin opuścił swoją żonę i został za to przez pa­pieża wyłączony z Kościoła. Oburzony tym bogacz, nie mogąc sam nic wskórać przeciw powadze papieża, zwrócił się do czarnoksiężników. Ci zaś obiecali mu swymi zaklęciami sprawić to, że diabeł wstąpi w konia papieża i tak długo będzie go dręczył, aż koń ze swym jeźdźcem znajdzie się w nie­bezpieczeństwie. Gdy więc raz św. Grzegorz przejeżdżał na swym koniu, czarnoksiężnicy posłali doń diabła, który tak począł drażnić konia, że nikt nie mógł go w żaden sposób utrzymać. Lecz Grzegorz w natchnieniu odgadł obecność diabła i znakiem krzyża uspokoił rozszalałego konia, czarnoksiężników zaś ukarał wieczną ślepotą. Wyznali oni swą winę i z cza­sem zaznali łaski chrztu świętego, Grzegorz jednak nie chciał przywrócić im wzroku, aby nie podjęli z powrotem sztuk czarnoksięskich, ale kazał ich żywić na koszt Kościoła.

Czytamy także w księdze zwanej przez Greków Leimon [13], że opat klasztoru założonego przez św. Grzegorza doniósł mu pewnego dnia, iż pewien mnich ma przy sobie trzy srebrne monety. Dla przykładu św. Grze­gorz wyklął owego mnicha. Niedługo potem brat ów umarł, a św. Grze­gorz wcale o tym nie wiedział. Dowiedziawszy się zaś rozgniewał się bardzo, iż pozwolono mu umrzeć bez rozgrzeszenia. Ułożył więc modlitwę na kształt napisu nagrobnego, w której uwalniał go od więzów klątwy. Następ­nie dał ją jednemu z diakonów i kazał odczytać nad grobem zmarłego brata. Diakon spełnił rozkaz, a nocy następnej zmarły ukazał się opatowi i powiedział mu, że do tego czasu trzymany był w więzieniu, lecz teraz jest już wolny.

Św. Grzegorz ustanowił porządek służby Bożej i śpiewów kościelnych, a także założył szkołę śpiewu i zbudował w tym celu dwa domy: jeden koło bazyliki Św. Piotra, drugi koło kościoła Lateraneńskiego. Tam też dziś jeszcze zobaczyć można łoże, na którym leżąc kierował śpiewem, i rózgę, którą groził chłopcom. Tam również z należną czcią przechowuje się pisany przez niego samego antyfonariusz. Św. Grzegorz dodał do kanonu słowa: »Abyś dni życia naszego w pokoju swym ustalił i zechciał od wieczne­go potępienia nas wybawić i zaliczyć w poczet wybranych Twoich«.

Św. Grzegorz zasiadał na tronie papieskim przez 13 lat, 6 miesięcy i 10 dni, a dokonawszy wielu dobrych czynów zeszedł z tego świata...

Po śmierci św. Grzegorza wielki głód nawiedził cały kraj. Wtedy bie­dacy, których on zawsze chętnie żywił, przyszli do jego następcy i powie­dzieli: Panie, ojciec nasz Grzegorz zwykł był nas żywić, niech i Wasza Świątobliwość nie pozwoli nam umrzeć z głodu. Rozgniewany tymi sło­wami papież odpowiedział im tak: Grzegorz dla rozgłosu i własnej sławy wspierał wszystkich ludzi, my jednak nie możemy was żywić. I tak zawsze odsyłał ich z niczym. Wówczas św. Grzegorz ukazał mu się trzy razy i łagodnie wytknął mu jego skąpstwo i oszczerstwa, lecz on wcale nie sta­rał się poprawić. Za czwartym razem św. Grzegorz zjawił się ze strasznym obliczem, pochwycił papieża i śmiertelnie uderzył go w głowę, tak że wkrótce wśród wielkich cierpień zakończył życie.

Gdy jednak głód trwał w dalszym ciągu, zawistni poczęli uwłaczać św. Grzegorzowi twierdząc, że cały skarb kościelny opróżnił jak jaki rozrzutnik. Nakłonili też innych, aby mszcząc się na nim spalili jego księgi. Otóż gdy niektóre z nich już spalono i gotowano się do palenia innych, wystąpił Piotr diakon, który był w zażyłej przyjaźni ze św. Grzegorzem i rozmawia z nim w 4 księgach Dialogów [14]. On to w gwałtowny sposób przeciwstawił się paleniu ksiąg św. Grzegorza dowodząc, że w ten sposób nie przyniesie się żadnej szkody jego pamięci, gdyż we wszystkich częściach świata znajdują się ich odpisy. Dodał też, że jest niegodziwym święto­kradztwem niszczyć tyle wspaniałych ksiąg tego wielkiego ojca, nad głową którego on sam bardzo często widział Ducha Świętego w postaci gołębia.

dał je obcym ludziom za pieniądze. A uczyniwszy to wyznanie ów człowiek, który od dawna nie mógł umrzeć, wyzionął ducha.

W żywocie św. Eugeniusza czytamy, że w czasie, gdy jeszcze w kościo­łach raczej przestrzegano obrządku ambrozjańskiego niż gregoriańskiego, papież imieniem Hadrian zwołał sobór, na którym postanowiono, że odtąd powszechnie nabożeństwa mają być odprawiane według obrządku gregoriańskiego. Stosując się do tej uchwały ówczesny cesarz Karol objeżdżał różne prowincje i wszelkimi karami i groźbami zmuszał duchowieństwo do jej przestrzegania, wszędzie palił księgi liturgii ambrozjańskiej i karał więzieniem wielu opornych kapłanów. Tymczasem świątobliwy biskup Eugeniusz, który również wybrał się na sobór, przybył nań dopiero wtedy, gdy już przed trzema dniami został zamknięty. Wówczas z wielką roztrop­nością nakłonił on papieża, aby odwołał z drogi wszystkich duchownych, którzy brali udział w soborze, chociaż wtedy byli już trzy dni w podróży powrotnej. Na ponownym zgromadzeniu wszystkich ojców postanowiono umieścić mszał ambrozjański i gregoriański na ołtarzu św. Piotra apostoła, zamknąć dobrze drzwi kościoła i opatrzyć je starannie pieczęciami wielu biskupów. Następnie biskupi mieli przez całą noc trwać na modlitwach i prosić Pana, aby im objawił, który z tych dwu mszałów ma być wedle Jego woli używany w kościołach. Wszystko to zostało spełnione, rano zaś otwarto drzwi kościoła i znaleziono obydwa mszały otwarte na ołtarzu. Inni znowu utrzymują, że mszał gregoriański był rozerwany, a karty jego wszędzie porozrzucane, mszał zaś ambrozjański otwarty tylko znajdował się na ołtarzu w tym samym miejscu, w którym go położono. Z tego nie­biańskiego znaku wywnioskowano, że liturgia gregoriańska ma być uży­wana na całym świecie, ambrozjańska zaś tylko w kościele Św. Ambroże­go [17]. Święci ojcowie wydali więc taką uchwałę, jaką im ten Boży znak wskazał, i jest ona do dziś przestrzegana.

Jan Diakon, autor żywotu św. Grzegorza, opowiada, że w czasie, gdy spisywał to wszystko, co zebrał o życiu św. Grzegorza, i zasnął raz przy swojej pracy, ukazał mu się jakiś mąż w stroju kapłana i podszedł do niego, piszącego w świetle lampy. Miał na sobie płaszcz śnieżnej białości i tak cienki, że przez jego przeźroczystą tkaninę przeświecała czarna tunika. Zbliżył się on do Jana i wydymając policzki nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Gdy zaś Jan zapytał, dlaczego to mąż tak poważny śmieje się lekkomyślnie, człowiek ów rzekł: Śmieję się dlatego, że piszesz o zmarłych, których nigdy nie widziałeś żywymi. Wówczas Jan powiedział: Nie znałem go wprawdzie osobiście, ale piszę to, czego się o nim dowiedziałem z ksią­żek. Na to nieznajomy: Widzę, że zrobiłeś to, co chciałeś uczynić, a j? też zrobię, co w mojej mocy! Mówiąc to zgasił światło latarni i tak przestraszył Jana, że ten krzyknął głośno, sądząc, że nieznajomy zabije go. W tejże chwili ukazał się św. Grzegorz mając po swej prawej stronie św. Mikołaja, a po lewej Piotra diakona i rzekł: Dlaczego zwątpiłeś, czło­wieku małej wiary? Następnie wziął z rąk Piotra diakona wielką pochodnię, którą ten trzymał, chwycił owego nieznajomego, który tymczasem schował się za zasłonę łóżka, i osmalił jego twarz tak, że stał się czarny jak Murzyn. Przy tym maleńka iskra padła na jego białą szatę, a ta w jednym momencie spłonęła, tak że ukazał się cały czarny. Wtedy Piotr rzekł do św. Grzegorza: Już dość uczerniliśmy go. Św. Grzegorz zaś odparł: Nie uczerniliśmy go, tylko pokazaliśmy, jaki w rzeczywistości jest czarny. Następnie odeszli pozostawiając za sobą wielką światłość.

 

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • xiaodongxi.keep.pl