[ Pobierz całość w formacie PDF ]

LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. AUGUSTYNA

[W WYBORZE] 28 sierpnia

 

Hagiograf posiada do skreślenia dziejów Św. Augustyna, biskupa Hippony [w dzisiejszym Tunisie), Ojca i Doktora Kościoła [354-430], dokument pierwszorzędnej wagi, jeden z nie­wielu, jeśli nie jedyny w swoim rodzaju, mianowicie słynne jego dzieło pt. Wyznania (pisane około r. 400, przekład polski K. Wisłockiej-Remerowej, Kraków 1929, ks. J. Czuja, Poz­nań 1929 ; 2 wyd. Kraków 1949; wyd. nowe 1954 oraz Z. Kubiaka, Warszawa 1978; 2 wyd. 1982]. Jest to retrospektywny rzut oka na dotychczasową drogę własnego życia rozpatrywanego nie tyle w jego zewnętrznym przebiegu, ile przede wszystkim w jego duchowym rozwoju i stosunku do Boga. Skreślona przy tym piórem wielkiego pisarza i myśliciela jest ta niezwykła autobiografia przejmującą lekturą i nieocenionym źródłem do poznania psychologii świętości.

A jednak, pomimo niezwykłej popularności tego dzieła i jego autora w całym średniowie­czu, hagiografia ówczesna wolała korzystać z życiorysu Św. Augustyna skreślonego przez jego ucznia i przyjaciela, biskupa z Calama, Possidiusa [BHL nr 7851, jak o tym świadczy - szereg jego opracowań i przeróbek [ib. nr 787-89, 792]. Przyczyna tego leżała zapewne w fakcie, że pisemko jego lepiej nadawało się do wciśnięcia w ramy tradycyjnego schematu hagiograficznego z jego cudami i opisami niezwykłych cnót bohatera, niż bardzo osobiste, tchnące praw­dą życiową, a przez to zupełnie nieszablonowe wspomnienia samego Augustyna, w których tak mało było cudowności i nadzwyczajności, a tak wiele psychologii, dla której znów śred­niowiecze nie miało na ogół dużo zrozumienia.

Toteż legenda o św. Augustynie u Jakuba de Voragine, oparta ostatecznie także na Possidiusie, może służyć raczej do zilustrowania słabych stron naszego autora. Wyznania są w niej oczywiście uwzględnione i cytowane, ale wykorzystanie ich jest tylko dorywcze i przygodne, dalekie od przybliżonego choćby wyczerpania zawartego w nich bogactwa. Jest to też po­uczający przykład, jak dalece w błędzie byłby ten, kto chciałby w Złotej legendzie szukać psy­chologicznego sekretu świętości, bo dzieło nasze rejestruje najczęściej tylko zewnętrzne jej objawy, utrwalone na dobitkę w nader szablonowej formie.

Opis translacji Św. Augustyna na Sardynię, a potem do Pawii [w północnych Włoszech] zawierał osobny zabytek hagiograficzny, przypisywany niejakiemu Oldradowi |BHL nr 800].

Augustyn, znakomity uczony, urodził się w prowincji Afryce, w mieście Karta­ginie [1], z wielce czcigodnych rodzi­ców. Ojciec jego nazywał się Patrycjusz, a matka Monika. W sztukach wyzwolonych [2] wykształcił się tak gruntownie, iż zdobył sobie opinię filozofa i niezrównanego mówcy. Przestudiował bowiem i zrozumiał księgi Arystotelesa [3] i wszelkie inne z dziedziny sztuk wyzwolonych, jak sam to poświadcza w swoich Wyznaniach mówiąc: Ja, nikczemny wówczas niewolnik złych żądz, przeczytałem sam i zgłębiłem wszystkie dzieła, które mogłem przeczytać z zakresu tak zwanych umiejętności wyzwolonych. A w dalszym ciągu powiada: Bez wielkiej trudności i bez niczyjej pomocy pojąłem wszystko, co tylko wcho­dzi w zakres retoryki i dialektyki, czy to geometrii, muzyki lub matematy­ki. Ty wiesz o tym, Panie, bo szybkość pojmowania i bystrość w uczeniu się Twoim są darem, lecz ja nie składałem Ci z nich ofiary. A ponieważ wiedza bez miłości nie buduje, lecz wzbija w pychę, Augustyn popadł w błędy manichejczyków [4], którzy utrzymywali, że Chrystus miał ciało pozorne, i zaprzeczali zmartwychwstaniu ciał. W błędach tych trwał w mło­dości przez 9 lat. Doszedł wreszcie do takich niedorzeczności, że utrzy­mywał, iż drzewo figowe płacze, gdy obrywa się z niego liść albo owoc. Mając lat 19 przeczytał raz księgę pewnego filozofa [5], w której powie­dziane było, iż należy porzucić próżność tego świata, a szukać filozofii. Księga ta bardzo mu się spodobała, lecz zmartwił się, że nie było w niej imienia Jezusa Chrystusa, o którym tak wiele słyszał od matki. Matka zaś jego płakała bardzo i usiłowała nawrócić go do prawdziwej wiary. Pewnego razu, jak czytamy w III księdze Wyznań, ujrzała siebie, stojącą na jakimś drewnianym podniesieniu i pogrążoną w wielkim smutku. Wtedy zbliżył się do niej jakiś młodzieniec i zapytał o przyczynę tak wielkiej boleści. Ona zaś rzekła: Opłakuję zatratę syna mojego. Wtedy młodzieniec po­wiedział: Bądź spokojna, bo on jest tam, gdzie ty. I w tej chwili matka ujrzała, że syn jej stoi obok niej. Gdy zaś następnie opowiedziała to Augu­stynowi, on rzekł: Mylisz się, matko, mylisz się; to nie tak było powie­dziane, ale przeciwnie: gdzie ja jestem, tam i ty. Ona jednak mówiła: Nie, mój synu, nie powiedziano mi: gdzie on, tam i ty będziesz, ale gdzie ty, tam on się znajdzie. Stroskana matka zatem, jak to stwierdza Augustyn w owej księdze Wyznań, prosiła natarczywie pewnego biskupa, aby raczył modlić się za jej syna. On zaś, jakby ulegając jej natarczywości, wyrzekł na koniec te prorocze słowa: Odejdź w pokoju, albowiem niemożliwe jest, aby syn tylu łez mógł zginąć.

Przez wiele lat Augustyn wykładał retorykę w Kartaginie. Na koniec potajemnie, bez wiedzy matki, udał się do Rzymu i tam zgromadził wokół siebie wielu uczniów. Matka bowiem towarzyszyła mu aż do bramy miasta chcąc albo zatrzymać go, albo pójść z nim. On jednak oszukał ją i potajemnie uszedł nocą. Spostrzegłszy to rano matka podniosła wielki krzyk do Boga. Później zaś codziennie, rano i wieczór, szła do kościoła i modliła się za syna.

W tym czasie mediolańczycy prosili prefekta rzymskiego Symmacha, aby przysłał im jakiegoś męża uczonego w retoryce. Biskupem Mediolanu był podówczas mąż Boży, Ambroży, a na prośby mediolańczyków wysłano do nich Augustyna. Tymczasem matka jego, wciąż nie mogąc znaleźć spokoju, przybyła za nim pokonawszy wiele trudności. Przekonała się wówczas, że syn jej nie jest już wprawdzie manichejczykiem, ale też nie jest i katolikiem. Augustyn zaś począł towarzyszyć Ambrożemu i często słuchał jego nauk. Dziwiło go bardzo to, iż Ambroży w swoich naukach nie przemawiał ani przeciw błędom manichejczyków, ani za nimi. Pewnego razu jednak Ambroży przez dłuższy czas rozprawiał przeciw owej herezji i tak przekonał Augustyna jasnymi dowodami i powagami, na które się powoływał, iż całkowicie usunął owe błędy z jego myśli. O dalszych zaś swych dziejach sam Augustyn opowiada w Wyznaniach w tych słowach: Gdy tylko Cię poznałem, uderzyłeś słabe oczy moje potężnym Twym blaskiem. Zadrżałem z miłości i trwogi i oto odkryłem, że daleko jestem od Ciebie, w krainie całkiem odmiennej. I usłyszałem jak gdyby głos Twój z wysokości: Jam jest pokarm dla dorosłych; rośnij i ty, a będziesz mnie spożywał. I nie ja w tobie ulegnę przemianie, jako pokarm twego ciała, lecz ty odmienisz się we mnie. Jak opowiada tamże św. Augustyn, upodobał sobie tedy drogę Chrystusową, lecz wstydził się jeszcze pójść nią. Pan tedy natchnął go, aby udał się do Symplicjana, który pełen był światła łaski Bożej, jemu powierzył swoje troski i u niego szukał rady, jak należy żyć, aby znaleźć drogę do Boga, którą jeden tak, a drugi inaczej kroczy. Nic już bowiem, cokolwiek czynił na świecie, nie podobało mu się w po­równaniu ze słodyczą Boga i pięknością Jego domu, który umiłował. Symplicjan zaś począł go upominać, mówiąc: Tylu młodzieńców i dzie­wic służy Bogu w Jego Kościele, a ty nie potrafisz tego, co oni ? Czy myślisz, że oni sami w sobie znajdują tę siłę, a nie w Bogu swoim? Dlaczego opierasz się na sobie samym, choć utrzymać się nie możesz? Powierz się Jemu, a On przyjmie cię i ocali. Pośród tego była też mowa o Wiktorynie [6]. Symplicjan poweselał tedy i opowiadał, jak to on, jeszcze jako poganin, zasłużył sobie swoją mądrością na wystawienie mu na rynku w Rzymie posągu, co było wtedy największym zaszczytem, i jak często mówił o sobie, że jest chrześcijaninem. Symplicjan zaś rzekł mu: Nie uwierzę w to, do­póki nie ujrzę cię w kościele. On zaś odparł żartobliwie: Czyż to ściany czynią człowieka chrześcijaninem? Gdy na koniec przybył do kościoła, dano mu potajemnie, z uwagi na jego skromność, księgę z wyznaniem wiary, aby je przeczytał i wypowiedział, jak to wtedy było w zwyczaju. On zaś wszedł na wzniesione miejsce i głośno wypowiedział wyznanie wiary ku zdumieniu całego Rzymu i radości Kościoła. Wszyscy tedy zakrzyknęli: Wiktorinus, Wiktorinus - i krzyk ten zamilkł równie szybko, jak powstał.

Przybył też wtedy z Afryki pewien przyjaciel Augustyna, imieniem Pontianus [7], który opowiedział o życiu i cudach owego wielkiego Antoniego [8], który niedawno umarł w Egipcie za cesarza Konstantyna. Augu­styn tak bardzo przejął się przykładem tych dwóch mężów, iż przybiegł do swego towarzysza Alipiusza z twarzą zmienioną, bardzo podniecony wołając głośno: Cóż się ze mną dzieje? Co ja słyszę? Oto ludzie nieuczeni powstają i niebo zdobywają, a my z naszymi naukami zapadamy w cze­luście piekielne! Wstyd nam iść za nimi, ponieważ nas wyprzedzili, a nie wstydzimy się, że jeszcze nie idziemy? Po czym, jak wspomina w swoich Wyznaniach, pobiegł do jakiegoś ogrodu, rzucił się na ziemię pod drzewem figowym i płacząc gorzko tak wyrzekał: Jak długo jeszcze trwać będzie to »jutro, jutro, już wkrótce, za chwilę«? Ale owo »wkrótce« nie ma końca, a »chwila« przeciąga się w nieskończoność! Ubolewał wielce Augustyn nad swoją opieszałością, jak o tym następnie w tejże księdze pisze: Biada mi, ponieważ Ty jesteś wzniosły na wysokościach i głęboki w głębokościach, nigdy nie odchodzisz, a my z trudem wracamy do Ciebie. Racz działać, Panie, powołaj i przywołaj nas do siebie. Zbliż się i porwij nas, stań się dla nas słodkim zapachem i smakiem! A ja tymczasem tak bałem się wyzbyć przeszkód, jak w istocie należy się ich samych obawiać. Późno Cię poko­chałem, piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię pokochałem! Ty byłeś we mnie, a ja poza sobą, tam Ciebie szukałem i sam szpetny rzucałem się na piękność, którą Ty stworzyłeś. Byłeś ze mną, ale ja nie byłem z To­bą, wzywałeś i wołałeś, aż wreszcie przełamałeś moją głuchotę, zajaśnia­łeś blaskiem i rozproszyłeś moją ślepotę, zapachniałeś, a ja odetchnąłem i oddechem zasmakowałem w Tobie, i teraz pragnę i łaknę Ciebie; dotknąłeś mnie i rozpaliło mnie pożądanie pokoju Twego. A gdy gorzko płakał, usłyszał głos, który mówił doń: Weź i czytaj, weź i czytaj! Wobec tego od razu otworzył książkę z listami św. Pawła i rzuciwszy okiem na pierwszy lepszy rozdział, przeczytał: Obleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa [9] - i natychmiast odbiegły go wszystkie mroczne wątpliwości.

Tymczasem jednak zaczął cierpieć tak okropny ból zębów, że jak sam powiada, skłaniał się niemal do zdania filozofa Korneliusza [10], który twierdził, że najwyższym dobrem dla duszy jest mądrość, a dla ciała nieodczuwanie żadnego bólu. Ból ten zaś był tak gwałtowny, że Augustyn nie mógł już mówić, i dlatego, jak opowiada w Wyznaniach, napisał na tabliczce pokrytej woskiem, aby wszyscy modlili się zań, by Pan złagodził ów ból. Sam też wraz z nimi ukląkł i od razu poczuł się uzdrowiony. Zwrócił się tedy listownie do świętego męża Ambrożego z prośbą, aby mu wskazał, jaką księgę z Pisma św. winien czytać, by się przygotować do przyjęcia wiary chrześcijańskiej. A on kazał mu czytać proroka Izajasza dlatego, że był on najwyraźniej szym zwiastunem Ewangelii i powołania pogan. Augustyn jednak nie rozumiejąc jego początku, doszedł do prze­konania, że całość jest taka sama, i odłożył czytanie Izajasza do czasu, kiedy bardziej zaprawi się w Piśmie św.

Z nadejściem zaś Wielkiej Nocy [11] Augustyn, liczący wtedy lat 30, z synem swym Adeodatem, bardzo zdolnym chłopcem, którego spłodził w młodości, gdy był jeszcze poganinem i filozofem, oraz z przyjacielem swym Alipiuszem przyjął chrzest św. dzięki zasługom matki swojej i nauczaniu Ambrożego. Opowiadają, że to wówczas Ambroży rzekł: Ciebie, Boga, chwalimy, a Augustyn odpowiedział mu: Ciebie, Pana, wyznajemy. I tak to wówczas oni dwaj na przemian ułożyli ten hymn i dośpiewali go do końca, jak to stwierdza również Honoriusz w dziele Speculum Ecclesiae. W niektórych zaś starych księgach hymn ów nosi taki tytuł: Pieśń ułożona przez Ambrożego i Augustyna [12]. Od razu też w cudowny sposób Augustyn utwierdzony został w wierze katolickiej, porzucił wszystkie nadzieje, jakie świat przed nim stawiał, i zrzekł się katedry, którą zajmował...

Następnie zabrawszy ze sobą Nebrydiusza i Ewodiusza oraz matkę wracał do Afryki, ale w Ostii u ujścia Tybru pobożna matka jego zmarła. Po jej śmierci Augustyn powrócił do swej posiadłości wiejskiej, gdzie razem z tymi, którzy przyłączyli się do niego, służył Bogu postami i modlitwami, pisał książki i uczył niewykształconych. Sława jego rozszerzała się wszędzie i powszechnie podziwiano jego księgi i czyny. Nie chciał jednak za­mieszkać w żadnym mieście, które nie miało biskupa, aby nie obarczono go tym obowiązkiem. Był zaś wówczas w Hipponie [13] pewien bardzo wpływowy człowiek, który przesłał Augustynowi wiadomość, że gdyby przybył do niego, a on posłyszał słowo z ust jego, może by wyrzekł się świata. Dowiedziawszy się o tym Augustyn udał się tam co prędzej, a biskup Hippony, Waleriusz, zasłyszawszy o jego rozgłosie, wyświęcił go na ka­płana w swoim kościele, choć Augustyn gorąco się wzbraniał. Niektórzy jednak brali łzy jego za wyraz pychy i próbowali go pocieszać mówiąc, że przecież i godność kapłana, chociaż on wart jest większej, zbliża się jednak do godności biskupiej. On zaś natychmiast założył tam klasztor dla du­chownych i począł żyć wedle reguły ustanowionej przez świętych apostołów [14]. Z klasztoru tego wyszło następnie około 10 biskupów. Ponieważ zaś biskup Waleriusz był Grekiem i nie posiadał w dostatecznym stopniu znajomości języka i literatury łacińskiej [15], udzielił Augustynowi pozwo­lenia, aby wbrew obyczajom wschodniego Kościoła głosił słowo Boże w kościele w jego obecności [16]. I mimo że wielu biskupów czyniło mu zarzuty z tego powodu, on nie dbał o nie, byle tylko Augustyn spełniał obowiązki, których on sam nie mógł dopełnić. Wówczas to Augustyn przekonał i pokonał w dyspucie kapłana manichejskiego Fortunata oraz innych heretyków, a zwłaszcza anabaptystów [17], donatystów [18] i manichej­czyków. Waleriusz tedy począł się obawiać, aby mu nie zabrano Augusty­na i nie zaproszono na stolicę biskupią do innego miasta, bo już raz za­mierzano mu go zabrać, gdyby nie postarał się o to, aby Augustyn udał się w jakieś ukryte miejsce, gdzie nie można go było znaleźć. Wobec tego uprosił arcybiskupa kartagińskiego [19], aby on sam mógł ustąpić, a Augu­styn został wyświęcony na biskupa kościoła w Hipponie. Augustyn bronił się przed tym na wszelki sposób, zmuszony jednak uległ i przyjął na siebie obowiązki biskupie...

Za jego czasów, mianowicie w roku Pańskim 440 [20], Wandalowie [21] opanowali całą prowincję Afryki pustosząc wszystko i nie szczędząc ludzi bez względu na płeć, wiek i stan. Następnie podstąpili pod miasto Hipponę i obiegli je znacznymi siłami. W tym ucisku Augustyn wiódł życie bardziej od innych gorzkie i okryte żałobą ze względu na swój wiek podeszły, i opowiadają, że łzy były mu chlebem we dnie i w nocy, ponieważ widział, jak jednych mordowano, drugich wygnano, kościoły pozbawiono kapłanów, a ludność miast i całych okolic uległa rozproszeniu. Wśród tylu nieszczęść pocieszał się jednak zdaniem pewnego mędrca, który powiedział: Nie bę­dzie wielki, kto uważa za rzecz wielką, gdy walą się drzewa i kamienie albo umierają śmiertelni [22]. Zwoławszy zaś braci rzekł do nich: Prosiłem Pana o jedno z trojga: aby wyrwał nas z tych niebezpieczeństw, albo by dał nam cierpliwość, albo wreszcie, aby zabrał mnie z tego życia, żebym nie musiał patrzeć na tyle nieszczęść. I oto otrzymał spełnienie trzeciej ze swoich próśb i w trzecim miesiącu oblężenia gorączka powaliła go na łoże. Widząc tedy, że zbliża się czas rozproszenia jego ciała [23] kazał sobie napisać 7 psalmów pokutnych, zawiesił je na ścianie naprzeciw swego łóżka i odczytywał je obficie zalewając się łzami. Aby więcej mieć czasu dla Boga i w skupieniu z niczyjej strony nie doznawać przeszkody, na 10 dni przed swoją śmiercią polecił, by nikt do niego nie wchodził z wyjątkiem tych wypadków, gdy lekarz go odwiedzał, albo gdy przynoszono mu posiłek. Przyszedł jednak do niego pewien chory usilnie prosząc, aby po­łożył na nim rękę i wyleczył go z jego cierpienia. Na to Augustyn odparł: Cóż ty mówisz, synu? Czy myślisz, że gdybym czegoś takiego mógł do-kazać, nie uzdrowiłbym siebie samego? Ów jednak nastawał twierdząc, że w widzeniu otrzymał polecenie, aby udał się do biskupa i z jego ręki odzy­skał zdrowie. Widząc tedy wiarę jego Augustyn pomodlił się zań, a on odzyskał zdrowie. Uleczył też wielu opętanych i dokonał wielu cudów. W XXII księdze O państwie Bożym opowiada o dwu cudach spełnionych przez siebie, tak jakby dokonał ich ktoś trzeci: Wiem o pewnej dziewczy­nie w Hipponie, która raz namaściła się olejem [24], a wtedy opętał ją szatan. Ale gdy kapłan pomodlił się z nią ze łzami, wnet została uwolnio­na od szatana. W tejże księdze mówi, co następuje: Wiem także o pewnym biskupie, który pomodlił się raz za młodzieńca, którego nie widział, i w tej chwili szatan opuścił owego młodzieńca. Nie ma zaś wątpliwości, że mówi to o sobie samym, lecz dla pokory nie chciał wymienić swego imienia. W tymże dziele O państwie Bożym powiada, że gdy pewien chory miał poddać się operacji, która była bardzo niebezpieczna dla jego życia, ze łzami błagał Boga, a Augustyn modlił się wraz z nim i za niego, po czym ów chory bez żadnej operacji całkowicie odzyskał zdrowie. Na koniec, gdy zbliżała się chwila śmierci, pozostawił tę pamiętną naukę, mianowicie, że żaden człowiek, jakiekolwiek byłyby jego zasługi, nie powinien schodzić z tego świata bez spowiedzi i przyjęcia Eucharystii. A gdy nadeszła jego ostatnia godzina, zachowując władzę we wszystkich członkach, z nie osłabionym wzrokiem ani słuchem w wieku lat 77, a po 40 latach rządów bisku­pich, wobec zgromadzonych i modlących się braci odszedł do Pana. Nie zostawił żadnego testamentu, ponieważ będąc ubogim dla Chrystusa, nie miał czym rozporządzać. Słynął [25] około roku Pańskiego 400...

Później zaś, gdy barbarzyńcy [26] zagarnęli ten kraj i bezcześcili miejsca święte, wierni zabrali ciało Augustyna i przenieśli je na Sardynię, a w 280 lat po jego śmierci, około roku Pańskiego 718, za czasów Leona III, pobożny król Longobardów, Liutprand, na wieść o tym, że Saracenowie pustoszą Sardynię, wysłał tam uroczyste poselstwo, które miało relikwie świętego doktora sprowadzić do Pawii; posłowie wykupili ciało św. Augustyna za wielką cenę i przenieśli je aż do Genui. Dowiedziawszy się o tym pobożny król z radością wielką wyszedł mu naprzeciw aż do wspomnianego miasta i ze czcią przyjął relikwie. Skoro zaś rano chciano wieźć ciało dalej, nie można go było żadną miarą ruszyć z miejsca [27], a król uczynił ślub, że jeśli święty pozwoli się stamtąd zabrać, wybuduje w tym miejscu kościół pod jego wezwaniem. Gdy złożył ten ślub, od razu wywieziono stamtąd ciało bez żadnych trudności. Król tedy spełnił, co ślubował, i wzniósł na tym miejscu kościół pod wezwaniem Św. Augustyna. Taki sam cud zda­rzył się następnego dnia w pewnej wsi biskupstwa terdoneńskiego, zwanej Cassella, za czym król wzniósł tam również kościół ku czci św. Augustyna. Ponadto zaś wieś samą ze wszystkimi jej przyległościami oddał w wieczne posiadanie kapłanom obsługującym kościół Św. Augustyna. Król tedy wi­dząc, że święty znajduje w tym upodobanie, aby mu wznoszono kościoły pod jego wezwaniem w miejscu, gdzie pozostawał przez noc - a bojąc się zarazem, by święty nie obrał sobie siedziby gdzie indziej niż tam, gdzie on tego pragnął [28], gdziekolwiek w nocy zatrzymywano się z relikwiami, wznosił kościół na cześć Św. Augustyna i tak sprowadzono relikwie z wielką radością do Pawii i umieszczono uroczyście w kościele Św. Piotra zwanym »złotym niebem«...

Czytamy też, że kiedy św. Augustyn żył jeszcze na tym świecie i czytał coś właśnie, zobaczył przechodzącego nie opodal szatana, który niósł na plecach książkę. Zaklął go tedy do razu, aby mu wyjawił, jakie tajemnice ma tam zapisane. A on oświadczył, że spisane są tam grzechy ludzkie, które zewsząd pozbierał i zawarł w tej książce. Wtedy święty polecił mu natychmiast, aby mu bez zwłoki dał do przeczytania, jakie jego grzechy ma tam zapisane. Gdy zaś szatan wskazał odpowiednie miejsce, Augustyn nie znalazł tam nic prócz zapiski, że pewnego razu przez zapomnienie opuścił kompletę [29]. Polecił więc diabłu, aby na niego poczekał, a sam udał się do kościoła, pobożnie odmówił kompletę, a skończywszy przepisane modlitwy wrócił do diabła i powiedział: Pokaż mi jeszcze raz to miejsce, abym je powtórnie przeczytał. Diabeł przewracał i przewracał kartki, aż wreszcie znalazł to miejsce puste. Wtedy rozgniewany rzekł: Haniebnie mnie zwiodłeś, żałuję bardzo, że ci pokazałem moją książkę, bo zmazałeś swój grzech mocą swych modlitw! To rzekłszy zniknął ze wstydem.

Pewna kobieta, która cierpiała krzywdy od jakichś złośliwych ludzi, udała się do św. Augustyna, szukając u niego rady w tej sprawie. Znalazła go pogrążonego w pracy, ale choć pozdrowiła go z szacunkiem, on ani nie spojrzał na nią, ani nic na to nie odpowiedział. Myśląc, że z wielkiej świętości nie chce spojrzeć na twarz kobiety, podeszła i dokładnie wyłożyła mu swoje sprawy. Ale on ani nie odwrócił się do niej, ani nic nie odpowiedział, za czym odeszła wielce zasmucona. Następnego dnia zaś, gdy Augustyn mszę odprawiał, owa kobieta była na niej, po podniesieniu por­wana została do nieba i zobaczyła, że stoi przed trybunałem Trójcy Prze­najświętszej. Zobaczyła tam też Augustyna stojącego z pochylonym czołem i rozprawiającego podniośle a uczenie o chwale Trójcy Świętej. Usłyszała też głos, który mówił do niej: Gdy przyszłaś do Augustyna, on w ten sam sposób z całą uwagą rozprawiał o chwale Trójcy Świętej i dlatego nie zauważył w ogóle, że tam byłaś. Udaj się jednak do niego raz jeszcze, a znajdziesz go łaskawym i otrzymasz zbawienną radę! Uczyniła tak, Augu­styn zaś wysłuchał ją życzliwie i udzielił jej zbawiennej rady.

 

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • xiaodongxi.keep.pl