[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zbigniew Nienacki
Pan Samochodzik i Fantomas
O dziesiątej wieczorem — jak zwykle, gdy na niedzielę przyjeżdżała ze szkoły w Tours — czterna-
stoletnia Yvonne minęła most zwodzony i znalazła się na ogromnym prostokątnym tarasie, gdzie
ongiś wznosił się zamek rodu Marquise'ów, po którym pozostała tylko wielka baszta, zwana donżo-
nem
[1]
. Na tarasie stało kilkanaście ławek. Siedziała na nich hałaśliwa grupa amerykańskich tury-
stów, oczekujących na zapadnięcie zmroku. To ich ogromny autokar widziała Yvonne przed bramą
parku okalającego zamek. Nocą w Le Château de Six Dames — Zamku Sześciu Dam, w każdą so-
botę i niedzielę, za dwa i pół franka oglądać można było widowisko zwane „Dźwięk i światło” —
iluminację zamku połączoną z muzyką, płynącą z rozmieszczonych w parku głośników.
Gdy Yvonne przebywała w zamku, to ona obsługiwała aparaturę widowiskową, zainstalowaną w
donżonie. Lubiła to zajęcie, bo oświetlony reflektorami zamek i wydobywające się jakby spod ziemi
dźwięki muzyki działały na jej wyobraźnię. A zresztą, kustosz zamku, pan Armand Durant często
się mylił, za wcześnie lub za późno uruchamiał taśmę z dźwiękiem, reflektory zaś włączał nie w tej
kolejności, w jakiej przewidywał specjalnie opracowany scenariusz. Co innego jego syn, piętnasto-
letni Robert. To był prawdziwy mistrz w tej dziedzinie. Gdy dyrygował widowiskiem, każdy guzik
w aparaturze był przyciśnięty z dokładnością do pół sekundy, jak mawiał baron Raoul de Saint-Ga-
tien, właściciel zamku.
Yvonne otworzyła drzwiczki w donżonie i weszła do małego pokoiku, w połowie zajętego przez
pulpit z różnokolorowymi pokrętłami i guziczkami. Robert już tam był — stał pochylony nad ma-
gnetofonem. Przewijał taśmę z dźwiękiem.
— Spóźniasz się, Yvonne — powiedział nie odwracając głowy od pulpitu. Za półtorej minuty roz-
poczynamy widowisko.
— Czy wiesz, co się stało? Stryj znowu dostał list.
— List? Dostaje codziennie sporą pocztę — mruknął Robert.
— To był list od niego. Znowu żąda okupu i wyznacza miesięczny termin na zebranie pieniędzy.
Grozi, że ukradnie obraz Renoira
[2]
.

Plażę
Renoira? — przeraził się Robert. — To piękny obraz... I twój stryj zapłaci okup?
— Nie — wzruszyła ramionami Yvonne. — Przecież wiesz, że nie ma pieniędzy.
— To co będzie? On ukradnie ten obraz... — westchnął Robert.
Yvonne tupnęła nogą.
— Mówisz tak samo, jak wszyscy. Z rezygnacją. Jakby to była zwykła rzecz, że on potrafi przenik-
nąć przez mury i dostać się do strzeżonej galerii. A system alarmowy? Fotokomórki? Czy myślisz,
że on jest niewidzialny?
— A jednak ukradł jeden obraz. Z innych galerii również kradnie. Policja jest bezradna. Sama o tym
wiesz.
Yvonne zamyśliła się.
— Słuchaj, Robert — odezwała się po chwili. — Może do galerii prowadzi jakieś tajne przejście, o
którym wie tylko on? Tę galerię budowała Katarzyna Medycejska
[3]
.
— Sądzisz, że baron nie wiedziałby o tym przejściu? Albo mój ojciec? — powątpiewał Robert.
Nagle zerknął na zegarek.
— O Boże, spóźniliśmy się o trzy sekundy! — zawołał.
I przycisnął na pulpicie czerwony guziczek.
Promienie trzech silnych reflektorów wydobyły z ciemności szeroko rozlaną rzekę. Ukazał się
srebrny nurt, spływający pod czarne luki kamiennych przęseł. Potem zapalił się reflektor po drugiej
 stronie rzeki i oświetlił długą sylwetkę galerii. Później trzy reflektory zainstalowane w parku wyłu-
skały z ciemności wieżyczki na zamku i dwa zwodzone mosty.
W nocnej ciszy rozległ się cichy, jakby płynący z oddali tętent kopyt końskich i turkot kół niewi-
dzialnej karocy. Tętent narastał, jakby zbliżał się. Potem zmienił się jego ton — to niewidzialna ka-
roca wjechała na most zwodzony.
Dziewczynce wystarczyło przymknąć oczy, aby wyobrazić sobie, że oto powraca do swej siedziby
królewska faworyta, Diana de Poitiers. Albo że przybywa tutaj Franciszek I czy Maria Stuart, tak
jak to opisano w kronikach historycznych Francji. A czyż nie wspanialszy był wjazd Karola IX?
Robert przyciśnie za chwilę zielony i żółty guziczek na pulpicie, z głośników popłynie rzewna me-
lodia. A nieco później rozlegną się wesołe głosy niewidzialnych biesiadników. Rozpocznie się kró-
lewskie przyjęcie, jedno z najwspanialszych, jakie pamięta historia. Wydał je tutaj, na zamku Hen-
ryk III, a kosztowało go ono sto tysięcy liwrów. Najpiękniejsze damy dworu z rozpuszczonymi wło-
sami usługiwały gościom razem z córkami królowej, Katarzyny Medycejskiej...
Tak, ongiś głośno było o tym zamku.
Wyglądał dziwnie, a zarazem wspaniale. Zbudowano go na potężnych fundamentach starego młyna
i na łukach kamiennego mostu, który spinał brzegi niedużej rzeki, dopływu Loary. W słoneczny
letni dzień jego renesansowa bryła zdawała się przegradzać szeroko rozlaną rzekę z białymi mieli-
znami łach piaszczystych i zielonymi, porośniętymi wikliną brzegami. Srebrzysty nurt jednak jakby
go nie zauważał — zaledwie muskał filary kamienne, z cichym bełkotem przepływając pod mrocz-
nymi łukami ogromnej galerii, w której z romantycznym pejzażem i blaskiem słońca wpadającym
przez renesansowe okna sąsiadowały rozwieszone na ścianach szeregi obrazów nowoczesnych
malarzy: Picassa
[4]
, Matisse'a
[5]
, Renoira i wielu, wielu innych. Zbiór tych obrazów i ów tak od-
mienny krajobraz widziany z okien starej budowli tworzyły razem jakby nowy, zadziwiający świat,
w którym piękno zdawało się być czymś najwspanialszym, najbardziej godnym uwagi.
Zamek Sześciu Dam należał ongiś do rodu Marquise'ów, którzy na fundamentach starego młyna na
prawym brzegu wznieśli ponure zamczysko z wielką basztą. Utracjusze i hulacy, w 1512 roku
sprzedali zamczysko podskarbiemu królewskiemu Thomasowi Bohier, którego żona Catherine Bri-
gonnet, dama wrażliwa na piękno, upodobała sobie ten cichy zakątek, kazała zburzyć stary budynek
i pozostawiwszy tylko potężną basztę, wzniosła tuż obok piękny zameczek z wieżyczkami w czte-
rech rogach. Po jej śmierci zamek przeszedł na własność królów francuskich. Henryk II ofiarował
go swej faworycie, słynnej z mody Dianie de Poitiers. Jej to zamek zawdzięczał most przez rzekę i
piękny duży ogród na prawym brzegu.
Gdy umarł Henryk II, Katarzyna Medycejska odebrała zamek pani de Poitiers, zazdrosna o wpływ,
jaki Diana miała na króla. Ale nienawiść, jaką nosiła w sercu do pięknej Diany, nie objęła zamku.
Katarzyna Medycejska lubiła przepych i wystawność, łącząc je ze znakomitym poczuciem piękna.
Na moście zbudowała dwupoziomową galerię, poszerzyła nieco zamek i sprowadziła do niego z
Włoch piękne meble, posągi i książki.
Po latach Katarzyna Medycejska darowała zamek swej pasierbicy. Ludwice Lotaryńskiej, małżonce
Henryka III. A gdy Henryk w czasie walk religijnych został zamordowany przez katolickiego mni-
cha Jacques Clementa, niepocieszona Ludwika przez jedenaście lat — aż do śmierci — opłakiwała
tu swego małżonka. Nazywano ją Białą Damą lub Białą Królową, bo od śmierci męża przywdziała
na zawsze obowiązujący na dworze biały strój żałobny. Jej komnata, łoże, dywan i fotele —
wszystko było w kolorze białym. Legenda mówi, że w rocznicę zamordowania króla Biała Dama
pojawia się w oknach zamku.
W następnych latach losy zamku toczyły się nie nazbyt ciekawie, aż do chwili, gdy otrzymał go za-
rządca dóbr królewskich, Dupin. Jego żona, madame Dupin, przyjaciółka artystów, prowadziła
znany w historii salon literacki. W zamku spotykali się najsłynniejsi ludzie tamtej opoki. Wiele
czasu spędził tu Jean Jacques Rousseau
[6]
, który był nauczycielem synów państwa Dupin. To wła-
śnie z tej rodziny pochodziła Aurora Dupin, znana jako George Sand
[7]
, przyjaciółka Fryderyka
Chopina.
W 1864 roku właścicielką zamku została madame Pelouze, która za cel swego życia postawiła sobie
odrestaurowanie, nadwątlonej przez czas, potężnej budowli. Przywróciła zamkowi świetność i
wspaniałość, która pozostała do dziś.
Sześciu kobietom zawdzięcza zamek swoją urodę, dlatego nazwano go Zamkiem Sześciu Dam.
Jego los związany był z ich losem, jego mury — jak najwierniejszy przyjaciel — były powiernikiem
ich uśmiechów i westchnień.
Pani Bohier, Diana de Poitiers, Katarzyna di Medici, Ludwika Lotaryńska, pani Dupin i pani Pe-
louze. Każda z nich była inna, każda piętno swej indywidualności pozostawiła na zawsze w
kształcie tej budowli. A przecież powstała z tego piękna całość, zadziwiająca i zarazem wspaniała.
— Uwaga, Yvonne! — krzyknął Robert. — Za piętnaście sekund włącz reflektor na prawej wie-
życzce.
Dziewczynka ocknęła się z marzeń. Turystom należało się efektowne zakończenie widowiska.
Mnóstwo jest bowiem pięknych zamków w dolinie Loary, a pięćdziesiąt z nich posiada iluminację
świetlną, połączoną z muzyką. Jeśli chciało się do leżącego nieco na uboczu Zamku Sześciu Dam
ściągnąć wycieczki, widowisko musiało być rzeczywiście wspaniałe.
Włączyła reflektor na prawej wieżyczce. Potem na lewej. Strugi światła rozjaśniły park i ogród
Diany de Poitiers, osrebrzyły wody rzeki i kanału opływającego stary donżon.
Z głośników spłynęły łagodne dźwięki menueta...
I raptem...
Taniec został przerwany. Głośniki zamilkły.
Czyżby zepsuło się coś w aparaturze dźwiękowej?
Robert i Yvonne rzucili się do magnetofonu. Tarcza z taśmą obracała się wolno. Ale głośniki mil-
czały.
— Do licha! I to na samym końcu — burknął Robert. — Gotowi zażądać zwrotu pieniędzy.
W głośnikach coś zachrypiało. A potem rozległ się donośny głos:
„Mówi Fantomas. Uwaga! Mówi Fantomas! Jeśli nie otrzymam okupu, za miesiąc zginie obraz Re-
noira. Jeszcze raz przypominam: za miesiąc zginie
Plaża
Renoira!”
Nastała cisza. A po chwili, jak gdyby nic się nie stało, zabrzmiał znowu rytm menueta.
— Słyszałeś? — Yvonne chwyciła Roberta za ramię.
— Jak mogłem nie słyszeć? Wydzierał się na cały park.
— Ale gdzie on się włączył? Gdzie on jest? — pytała rozgorączkowana dziewczynka. — Przewody
biegną po całym parku. Chodźmy go szukać. Trzeba go schwytać, zawiadomić policję! — zawołała.
Chłopiec wzruszył ramionami. I wskazał obracające się wolno talerze magnetofonu.
— On jest tutaj.
— Gdzie? — nie rozumiała.
— Na naszej taśmie z muzyką. Wkleił do niej kawałek taśmy z nagraniem swego głosu.
— Jakim sposobem? Przecież aparatura jest cały dzień zamknięta.
— Nie wiem, kiedy to zrobił — zastanawiał się chłopiec. — Myślę jednak, że stało się to przed
dwiema godzinami. Pamiętasz, że trzynasty głośnik trochę chrypiał? Ojciec wezwał specjalistę z
Tours. Był tu przed dwiema godzinami. Głośnik naprawił. I tu, do aparatury też zaglądał.
— Pozwoliłeś mu tutaj zostać samemu?
— Przecież nie wiedziałem, że to jest on? A zresztą, wysłał mnie pod głośnik do parku, żebym
sprawdził, czy już nie chrypi. Wtedy mógł wkleić kawałek taśmy. W dowolnym miejscu, rozu-
miesz?
Do pomieszczenia w donżonie wpadł ojciec Roberta, kustosz, pan Durant.
— Co to było? Co to ma znaczyć? — wołał wzburzony. — Czy wy stroicie sobie głupie żarty?
Dziewczynka wskazała magnetofon.
— To był głos złodzieja, proszę pana. Wklejono jego słowa na taśmę z podkładem muzycznym.
Kustosz zbliżył się do magnetofonu. Ale taśma wciąż jeszcze przesuwała się na talerzach. Widowi-
sko kończyło się dopiero za pięć minut.
— A więc to taaak... — mruknął.
— Fantomas! — prychnęła pogardliwie dziewczynka. — To bardzo głupio wybierać sobie taki
przydomek, prawda?
Chłopiec zaprzeczył:
— To nie jest głupiec. I przekonasz się, Yvonne, że jeśli baron nie zapłaci okupu, to on naprawdę
skradnie obraz Renoira.
Kustosz wybiegł na taras, aby po zakończeniu widowiska przeprosić turystów za dziwny głos, który
usłyszeli.
Ale to było zupełnie zbyteczne.
— Złodziej, który wam grozi? Fantomas, który uprzedza o kradzieży? — sceptycznie odniósł się do
tej sprawy jakiś gruby Amerykanin.
— Nie bujajcie nas. Znamy się na reklamie. To taki wasz nowy trick, żeby ściągnąć turystów.
To mówiąc wypluł gumę do żucia pod zwodzony most na kanale.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
NIESPODZIEWANA WIZYTA • GOŁĄB CZY
JASTRZĄB • KIM JEST FANTOMAS • O
DZIWNYCH KRADZIEŻACH • W DRODZE DO
ORLEANU • W „WIELKIM OGRODZIE FRANCJI”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • xiaodongxi.keep.pl