[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zbigniew Nienacki
Pan Samochodzik i zagadki Fromborka
Wydawnictwo Pojezierze
Olsztyn 1982
ROZDZIAŁ PIERWSZY
PO PRZYJE
ń
DZIE ZNAD LOARY · NOWE ZADANIE · KTO ROZWI
ġ
ZUJE ZAGADKI
FROMBORKA · PIERWSZY SCHOWEK PUŁKOWNIKA KOENIGA · TRZY
BEZCENNE MONETY · PODEJRZANA SPRAWA · KIM JEST TAJEMNICZA PARA ·
CO WYKAZAŁO
ĺ
LEDZTWO · SPRAWA O KRYPTONIMIE „DUKAT ŁOKIETKA”
Powróciłem z Francji, gdzie sp
ħ
dziłem miesi
Ģ
c urlopu. Zaledwie przyst
Ģ
piłem do swych
zwykłych zaj
ħę
w Ministerstwie Kultury i Sztuki, gdy wezwał mnie do siebie dyrektor
Marczak, mój bezpo
Ļ
redni zwierzchnik.
Min
Ģ
ł ju
Ň
czas mej pracy w prowincjonalnych muzeach, kiedy to tylko z amatorstwa
zajmowałem si
ħ
rozwi
Ģ
zywaniem zagadek historycznych i poszukiwaniem zaginionych
podczas wojny skarbów kultury. Zrezygnowano równie
Ň
ze mnie jako kustosza małego
muzeum na wsi. Otrzymałem mieszkanie w Warszawie i etat w ministerstwie. Formalnie
byłem tylko skromnym referentem w Departamencie Muzeów i Ochrony Zabytków, w
rzeczywisto
Ļ
ci jednak pracowałem jako człowiek do specjalnych porucze
ı
, co
Ļ
w rodzaju
detektywa. Nie nale
Ň
y oczywi
Ļ
cie s
Ģ
dzi
ę
,
Ň
e zajmowałem si
ħ
pilnowaniem gablot lub
Ļ
ciganiem włamywaczy do sal muzealnych (niestety, i tacy bywaj
Ģ
). Poruczano mi sprawy,
które niekiedy zupełnie nie nosiły cech przest
ħ
pstwa, a przecie
Ň
mogły nasz kraj narazi
ę
na
powa
Ň
ne straty w dziedzinie kultury. Na przykład, cz
ħ
sto odwiedzałem sklepy z dziełami
sztuki, interesuj
Ģ
c si
ħ
zawieranymi tam transakcjami, bacz
Ģ
c, aby jaki
Ļ
cenny zabytek (z jego
ogromnej warto
Ļ
ci niekiedy nie zdawał sobie sprawy nawet sam sprzedaj
Ģ
cy) nie trafił w
niepowołane r
ħ
ce. Przygl
Ģ
dałem si
ħ
równie
Ň
działalno
Ļ
ci ró
Ň
nego rodzaju handlarzy antyków
i dzieł sztuki. Roboty zreszt
Ģ
miałem mnóstwo, dziedzina ochrony zabytków raz po raz
przynosi niespodzianki i zagadki. Kto
Ļ
ledzi pras
ħ
, ten chyba pami
ħ
ta sensacyjne wiadomo
Ļ
ci
zwi
Ģ
zane z odkryciem w małym ko
Ļ
ciółku wiejskim obrazów przypisywanych sławnemu
malarzowi El Greco, o odkryciu obrazów Cranacha na strychu jednego ze starych ko
Ļ
ciołów,
o aferze z bezcennymi witra
Ň
ami. W tych wszystkich sprawach brałem udział jako
rzeczoznawca Departamentu Muzeów i Ochrony Zabytków. W kr
ħ
gu moich zainteresowa
ı
le
Ň
ały równie
Ň
poszukiwania zaginionych podczas wojny zbiorów muzealnych i prywatnych
kolekcji. To wszystko chyba wyra
Ņ
nie
Ļ
wiadczy, jak ró
Ň
norodne miałem zaj
ħ
cia i jak wiele
musiałem prze
Ň
y
ę
przygód, o których zapewne warto b
ħ
dzie kiedy
Ļ
napisa
ę
.
Podobnie, je
Ļ
li znajd
ħ
troch
ħ
czasu, opisz
ħ
czas sp
ħ
dzony we Francji, dok
Ģ
d pojechałem na
zaproszenie Karen Petersen, córki słynnego poszukiwacza skarbów, kapitana Petersena[1].
Cały lipiec zajmowałem si
ħ
wraz z Karen rozwi
Ģ
zywaniem tajemnic jednego z przepi
ħ
knych
starych zamków nad Loar
Ģ
, prze
Ň
yli
Ļ
my mnóstwo dramatycznych i fascynuj
Ģ
cych wydarze
ı
,
naprawd
ħ
godnych oddzielnej ksi
ĢŇ
ki.
Ale oto powróciłem ju
Ň
do kraju. Był pierwszy sierpnia i pierwszy dzie
ı
mojej pracy po
urlopie.
— Oczekiwałem pana z niecierpliwo
Ļ
ci
Ģ
— powiedział mój zwierzchnik, dyrektor Marczak.
— Mam bowiem dla pana nowe, bardzo wa
Ň
ne zadanie.
— Domy
Ļ
lam si
ħ
, o co chodzi — odrzekłem. — O zagadki Fromborka?...
— A sk
Ģ
d pan o nich wie? Przecie
Ň
dopiero wczoraj przyjechał pan z Francji.
— Pisała o nich francuska prasa. Wszystko, co jest zwi
Ģ
zane z miastem, gdzie Kopernik
dokonał swoich wielkich odkry
ę
, interesuje cały
Ļ
wiat. Z prawdziw
Ģ
satysfakcj
Ģ
wezm
ħ
si
ħ
do zagadek Fromborka.
Dyrektor Marczak przecz
Ģ
co pokr
ħ
cił głow
Ģ
.
— Niestety, musz
ħ
pana rozczarowa
ę
. Zagadkami Fromborka ju
Ň
od trzech tygodni zajmuje
si
ħ
pa
ı
ski kolega, magister Pietruszka. Udało mu si
ħ
odnale
Ņę
jedn
Ģ
z trzech kryjówek, w
których pułkownik Koenig schował zrabowane w Polsce zabytki. Odzyskali
Ļ
my bezcenne
dzieła sztuki, panie Tomaszu, i nie widz
ħ
powodu, dla którego miałbym spraw
ħ
zagadek
Fromborka odbiera
ę
koledze Pietruszce i przekazywa
ę
j
Ģ
panu.
— Nic nie słyszałem o odkryciu schowka Koeniga...
— Nie nadawali
Ļ
my tej sprawie rozgłosu. I tak za du
Ň
o było szumu w zwi
Ģ
zku z
odnalezieniem zwłok pułkownika Koeniga i planu jego trzech kryjówek. Nie chcemy we
Fromborku w
Ļ
cibskich dziennikarzy ani te
Ň
poszukiwaczy skarbów. Dopiero po odnalezieniu
wszystkich kryjówek i wydobyciu z nich skarbów, zorganizujemy konferencj
ħ
prasow
Ģ
. A do
pa
ı
skiej wiadomo
Ļ
ci podaj
ħ
: jeden ze schowków został przez Pietruszk
ħ
ju
Ň
odkryty, skarby
s
Ģ
w piwnicach Muzeum Narodowego. Je
Ļ
li pan chce je obejrze
ę
, prosz
ħ
skontaktowa
ę
si
ħ
z
dyrektorem muzeum, zapewne zgodzi si
ħ
je panu pokaza
ę
.
— Hm... — chrz
Ģ
kn
Ģ
łem ze smutkiem.
— Niech pan nie „hmyka” — powiedział dyrektor Marczak. — Bardzo tego nie lubi
ħ
. Wiem,
Ň
e mi
ħ
dzy panem i magistrem Pietruszk
Ģ
istnieje du
Ň
y antagonizm. Kolega Pietruszka
niejednokrotnie
Ň
alił si
ħ
,
Ň
e dajemy panu do rozwi
Ģ
zania najciekawsze zagadki, a jego
pozostawia si
ħ
w cieniu, przez co nie ma on mo
Ň
liwo
Ļ
ci wykazania swoich talentów
detektywistycznych. Wyznaj
ħ
,
Ň
e nawet ucieszyłem si
ħ
, gdy ujawniła si
ħ
sprawa zagadek
Fromborka, a pan był za granic
Ģ
. Bo z czystym sumieniem mogłem t
ħ
spraw
ħ
przekaza
ę
koledze Pietruszce. I jestem z niego bardzo zadowolony. Odnalazł ju
Ň
pierwsz
Ģ
kryjówk
ħ
.
Przyło
Ň
yłem dło
ı
do piersi i rzekłem uroczy
Ļ
cie:
— O
Ļ
wiadczam panu, dyrektorze,
Ň
e w ogóle nie b
ħ
d
ħ
si
ħ
interesował zagadkami Fromborka.
Kolega Pietruszka mo
Ň
e spokojnie po
Ļ
wi
ħ
ci
ę
si
ħ
swojej pracy, bez obawy,
Ň
e mu wejd
ħ
w
parad
ħ
. A teraz czekam na swoje zadanie.
— A tak. Przyst
Ģ
pmy do dzieła — zgodził si
ħ
dyrektor Marczak, otwieraj
Ģ
c swój notatnik. —
Jak pan wie, panie Tomaszu — mówił — uwa
Ň
nie
Ļ
ledzimy polityk
ħ
zakupów, prowadzon
Ģ
przez poszczególne polskie muzea, i o tych zakupach staramy si
ħ
mie
ę
pełn
Ģ
informacj
ħ
,
szczególnie je
Ļ
li dotycz
Ģ
przedmiotów o du
Ň
ej warto
Ļ
ci. Otó
Ň
na przestrzeni minionego
tygodnia a
Ň
z trzech muzeów w ró
Ň
nych miastach Polski otrzymałem nast
ħ
puj
Ģ
ce
wiadomo
Ļ
ci: muzeum K. nabyło od prywatnego posiadacza srebrny denar „Gnezdun civitas”.
Muzeum w L. nabyło denar Mieszka I...
— Co? — a
Ň
zerwałem si
ħ
z fotela.
— A tak, tak, prosz
ħ
pana. Denar Mieszka I. I niech pan siada, panie Tomaszu — powiedział
dyrektor Marczak. — Niech pan siada i mocno trzyma si
ħ
fotela, bo to jeszcze nie koniec
rewelacji. Muzeum w Łodzi nieznany nam kolekcjoner zaproponował... słynny „brakteat
Jaksy”.
— Co?! — wykrzykn
Ģ
łem, nie wierz
Ģ
c własnym uszom. Nie zerwałem si
ħ
ju
Ň
jednak z fotela,
mocno trzymaj
Ģ
c si
ħ
por
ħ
czy.
— Tak, panie Tomaszu — ci
Ģ
gn
Ģ
ł dalej dyrektor Marczak — podzielam pa
ı
skie zdumienie.
W ci
Ģ
gu jednego tygodnia na rynek numizmatyczny wpłyn
ħ
ły nagle jedne z najciekawszych i
najstarszych polskich monet. Stwierdzi
ę
te
Ň
musz
ħ
,
Ň
e chocia
Ň
niektóre z wymienionych tu
okazów ze wzgl
ħ
du na swoj
Ģ
rzadko
Ļę
s
Ģ
po prostu bezcenne, sprzedaj
Ģ
cy proponowali ceny
nie wygórowane, ale si
ħ
gaj
Ģ
ce kilkudziesi
ħ
ciu tysi
ħ
cy złotych za okaz.
— Niesłychane!... — nie mogłem wci
ĢŇ
opanowa
ę
zdumienia.
— Dlatego ka
Ň
de z wymienionych muzeów traktowało t
ħ
spraw
ħ
jako jedyn
Ģ
w swoim
rodzaju okazj
ħ
i szybko, bez specjalnych formalno
Ļ
ci, dokonywało zakupu Dopiero tutaj, w
departamencie, zbieraj
Ģ
c informacje o tych zakupach, poczuli
Ļ
my niepokój.
— Czy w ka
Ň
dym przypadku sprzedawc
Ģ
była jedna i ta sama osoba?
— Nie. Muzeum w K. kupiło denar „Gnezdun civitas” od jakiego
Ļ
m
ħŇ
czyzny, muzeum w L.
kupiło denar Mieszka I od jakiej
Ļ
kobiety.
— Przy tego rodzaju transakcjach sporz
Ģ
dza si
ħ
rachunek, notuje dane personalne
sprzedaj
Ģ
cego...
— Otó
Ň
to, panie Tomaszu. Zbadali
Ļ
my do
Ļę
dokładnie t
ħ
spraw
ħ
. Okazało si
ħ
,
Ň
e
sprzedaj
Ģ
cy zostali podstawieni.
— Jak to pan rozumie?
— Transakcje odbywały si
ħ
w sposób nast
ħ
puj
Ģ
cy: najpierw był telefon do muzeum.
Anonimowy człowiek proponował sprzeda
Ň
bezcennej monety i wyznaczał spotkanie w
kawiarni dla obejrzenia monety. Na pytanie, sk
Ģ
d ma t
ħ
monet
ħ
, odpowiadał: „Informacji
udziela
ę
nie b
ħ
d
ħ
. Chcecie kupi
ę
czy nie? Je
Ļ
li nie, to
Ň
egnam”. Poniewa
Ň
były to wyj
Ģ
tkowe
okazy i oferowano je stosunkowo tanio, chciało je mie
ę
ka
Ň
de muzeum, zreszt
Ģ
sprzedaj
Ģ
cy
nie musi zdradza
ę
swych tajemnic. Mo
Ň
e odpowiedzie
ę
: „Znalazłem monet
ħ
na strychu w
starym kufrze”, i kto mu udowodni,
Ň
e tak nie było? Dokonywano wi
ħ
c formalnych
transakcji, sprzedaj
Ģ
cy odbierał pieni
Ģ
dze, a nast
ħ
pnie szedł na miejsce umówione z tym, kto
mu powierzył monet
ħ
. Oddawał pieni
Ģ
dze i otrzymywał prowizj
ħ
w wysoko
Ļ
ci tysi
Ģ
ca
złotych. Za ka
Ň
dym razem, jak wynika z opisów, które nam dali fikcyjni sprzedawcy,
faktycznym sprzedawc
Ģ
był kto
Ļ
inny: jaka
Ļ
elegancka dama, jaki
Ļ
elegancki pan.
— Co nie oznacza,
Ň
e to nie była spółka czy szajka zło
Ň
ona z paru osób — powiedziałem.
— Oczywi
Ļ
cie. A nawet na pewno jest to jaka
Ļ
kilkuosobowa szajka. Przecie
Ň
to nie mo
Ň
e
by
ę
przypadek,
Ň
e w jednym tygodniu oferowano do sprzeda
Ň
y a
Ň
trzy wyj
Ģ
tkowe okazy
monet.
— Czy zawiadomili
Ļ
cie milicj
ħ
?
— Tak. To przecie
Ň
dzi
ħ
ki milicyjnemu
Ļ
ledztwu wiemy,
Ň
e sprzedaj
Ģ
cy monety zostali
podstawieni i za ich plecami krył si
ħ
kto
Ļ
inny. Ale cała ta sprawa, cho
ę
podejrzana, nie daje
przecie
Ň
podstaw do wszcz
ħ
cia formalnego
Ļ
ledztwa i anga
Ň
owania organów
Ļ
cigania. Nie
nosi ona bowiem cech przest
ħ
pstwa. Ka
Ň
dy człowiek w Polsce ma prawo sprzedawa
ę
w
muzeum czy w sklepie Desy jakie
Ļ
stare zabytkowe monety, b
ħ
d
Ģ
ce w jego posiadaniu.
Oczywi
Ļ
cie, nie jest w porz
Ģ
dku,
Ň
e kto
Ļ
, zamiast samemu pój
Ļę
do Desy lub do muzeum,
wysyła tam kogo
Ļ
innego i daje mu za to prowizj
ħ
. Ale zawsze si
ħ
mo
Ň
e z tego wytłumaczy
ę
,
powiedzie
ę
,
Ň
e ma jeszcze wiele innych monet, a nie chciał by
ę
nagabywany przez
numizmatyków. Wie pan, jak to jest ze zbieraczami. Jak si
ħ
dowiedz
Ģ
,
Ň
e kto
Ļ
ma bogate
zbiory, zaczn
Ģ
go nachodzi
ę
, proponowa
ę
obejrzenie, wymian
ħ
, sprzeda
Ň
, kupno i tak dalej.
Ten kto
Ļ
ma prawo pozosta
ę
anonimowym. I cho
ę
zachowuje si
ħ
podejrzanie, przecie
Ň
nie
musi by
ę
przest
ħ
pc
Ģ
. Tym bardziej, prosz
ħ
pana,
Ň
e nie zgłaszano milicji, aby komukolwiek w
Polsce zgin
ħ
ła, została skradziona lub zrabowana kolekcja starych monet. A wi
ħ
c okazy
sprzedawane do muzeów nie pochodz
Ģ
z kradzie
Ň
y i dlatego nie ma podstaw do wszcz
ħ
cia
formalnego
Ļ
ledztwa. Mogły one zosta
ę
przypadkiem gdzie
Ļ
znalezione. W czasie minionej
wojny zgin
ħ
ło przecie
Ň
sporo ró
Ň
nego rodzaju kolekcji. I nale
Ň
y si
ħ
tylko cieszy
ę
,
Ň
e
anonimowy znalazca, zamiast kry
ę
je w jakim
Ļ
schowku, oferował tak cenne okazy muzeum
za niewygórowan
Ģ
cen
ħ
.
— Mo
Ň
e nie miał poj
ħ
cia o warto
Ļ
ci towaru, który oferował?
— Nie, prosz
ħ
pana. W telefonicznych rozmowach z kustoszami muzeów okre
Ļ
lał monety
bardzo fachowo, mówił,
Ň
e s
Ģ
bezcenne, ale
Ň
e orientuje si
ħ
w skromnych
Ļ
rodkach
finansowych, jakimi dysponuj
Ģ
muzea, i dlatego proponuje takie niskie ceny. Chciałby
bowiem, aby te monety znalazły si
ħ
w muzeach, a nie u prywatnych kolekcjonerów.
— W pewnym sensie to nawet bardzo uczciwe postawienie sprawy.
— A tak. I to głównie zdecydowało,
Ň
e nie widzimy potrzeby anga
Ň
owania milicji, ale
wła
Ļ
nie panu dajemy zadanie zbadania tej historii.
Zastanowiłem si
ħ
chwil
ħ
.
— Jak mam trafi
ę
na
Ļ
lad tajemniczego „ktosia”? — zapytałem.
— Wspomniałem panu,
Ň
e muzeum w Łodzi otrzymało propozycj
ħ
kupna „brakteatu Jaksy”,
ksi
ħ
cia na Kopanicy. Ofert
ħ
zło
Ň
yła jaka
Ļ
kobieta. Zaproponowała dokonanie transakcji w
kawiarni „Honoratka”, jutro o godzinie dwudziestej. Kustosz muzeum ma przyj
Ļę
i na
spotkanie i przynie
Ļę
pieni
Ģ
dze. Tajemnicza kobieta o
Ļ
wiadczyła,
Ň
e zna kustosza z wygl
Ģ
du,
sama podejdzie do jego stolika i z nim si
ħ
rozmówi. Wr
ħ
czy mu monet
ħ
i odbierze pieni
Ģ
dze.
Proponuj
ħ
,
Ň
eby pan pojechał jutro do Łodzi i o wyznaczonej godzinie zjawił si
ħ
w kawiarni,
niezale
Ň
nie od kustosza. Obejrzy pan sobie t
ħ
pani
Ģ
, no a reszta ju
Ň
nale
Ň
y do pana.
— Transakcja ma by
ę
dokonana?
— O, tak. Przecie
Ň
to bezcenna moneta, a chce za ni
Ģ
tylko trzydzie
Ļ
ci tysi
ħ
cy złotych. Tej
sprawie nadaj
ħ
kryptonim...
W tym momencie na biurku dyrektora Marczaka odezwał si
ħ
telefon.
— Tak, słucham, tu Marczak — powiedział w słuchawk
ħ
.
Po dłu
Ň
szej chwili na jego twarzy odmalował si
ħ
wyraz bezbrze
Ň
nego zdumienia. Potem
dyrektor Marczak krzykn
Ģ
ł do telefonu:
— Co takiego?! Chce mi pani sprzeda
ę
złoty dukat Łokietka? Ale
Ň
to chyba
Ň
art... Nie
istnieje drugi egzemplarz tego dukata. Co takiego? Pani twierdzi,
Ň
e pani ma drugi
egzemplarz?
Na czoło dyrektora Marczaka wyst
Ģ
piły drobne kropelki potu.
A palce tak miał mocno zaci
Ļ
ni
ħ
te na słuchawce,
Ň
e a
Ň
zbielały.
— Prosz
ħ
pani. Przystaj
ħ
na ka
Ň
de warunki! — zawołał do telefonu. — Prosz
ħ
powiedzie
ę
,
gdzie i kiedy mo
Ň
emy si
ħ
spotka
ę
. Tak, przynios
ħ
pieni
Ģ
dze, ale pani musi najpierw pokaza
ę
mi t
ħ
monet
ħ
. Ja pani nie wierz
ħ
. Nie istnieje drugi egzemplarz dukata Władysława
Łokietka... Co? Pani jeszcze do mnie zadzwoni?... Halo, halo!... — wołał do telefonu dyrektor
Marczak.
Ale wołał na pró
Ň
no. Kobieta, która dzwoniła, odło
Ň
yła słuchawk
ħ
.
Dyrektor Marczak dług
Ģ
chwil
ħ
siedział w fotelu za swoim biurkiem. A potem powiedział do
mnie cicho, jakby mu sił brakowało:
— Tej sprawie nadaj
ħ
kryptonim „Dukat Łokietka”.
I dodał błagalnie:
— Panie Tomaszu. W panu moja cała nadzieja...
ROZDZIAŁ DRUGI
SKARBY NARODOWE · TAJEMNICA TRZECH MONET · NUMIZMATYCZNE YETI ·
KŁOPOTY Z KSI
Ħ
CIEM JAKS
ġ
· ZŁOCZY
İ
CY CZY KOLEKCJONERZY · MOJA
TAJNA MISJA · W „HONORATCE” · POJAWIENIE SI
Ħ
WALDEMARA BATURY ·
GENIUSZ ZŁA · BATURA ODPOWIADA NA KILKA PYTA
İ
· RZUCONA R
Ħ
KAWICA
· JEDEN ZERO DLA BATURY
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • xiaodongxi.keep.pl