[ Pobierz całość w formacie PDF ]
P. WILLIAM
ZAGŁADA PEARL HARBOR
WMON 1958 Warszawa
PIĘĆ MINUT PRZED BURZĄ
Radio umilkło gwałtownie. Siedzący przy stole młody mężczyzna w mundurze oficera
lotnictwa nerwowym ruchem ręki przekręcił gałkę wzmacniacza.
Był 2 grudnia 1941 roku, godzina 7.55. Porucznik lotnictwa wojskowego armii Stanów
Zjednoczonych Ted Hilton z niecierpliwością oczekiwał codziennego porannego komunikatu.
Co przyniesie on dzisiaj? Od treści zawartej w słowach spikera zależało wiele w jego życiu.
Jeszcze pięć minut. Wypełniały je jak zwykle radiowe reklamy.
Porucznik Hilton wyjrzał przez otwarte okno. Na betonowych pasach startowych lotniska
stało w równym szeregu kilkadziesiąt najnowszych ciężkich bombowców B-17, nazywanych
popularnie "latającymi fortecami". Przy samolotach pracowali mechanicy. Co chwila rozlegał
się ogłuszający warkot zapuszczanych silników.
Porucznik Hilton zamknął okno. Brakowało jeszcze trzech minut do momentu nadania
komunikatu o przebiegu rokowań amerykańsko-japońskich, toczących się już od wielu dni w
Waszyngtonie pomiędzy sekretarzem stanu Hullem a ambasadorami Nomura i Kurusu.
Można było do tego czasu szybko przebiec myślą wypadki ostatnich dni.
Jeszcze przedwczoraj byli razem z Janet w swym przytulnym nowym domku na
przedmieściu Seattle.
Wieczorem jak zwykle czytali wspólnie "Seattle Evening Post" śmiejąc się z karykatur
wystraszonych,
3
ściśniętych szczypcami blokady amerykańskiej Japończyków, potem Janet pochylona nad
kalendarzem długo wyszukiwała imiona dla dziecka, którego się spodziewali. Następnego
dnia rano obudził go szarpiący, uparty dźwięk telefonu. Dyżurny oficer zawiadamiał, że o 9
rano u dowódcy odbędzie się odprawa oficerów dywizjonu. Przypomniały mu się na chwilę
przestraszone oczy Janet. Czyżby już wówczas miała przeczucie?
Odprawa była krótka. Dowódca dywizjonu zawiadomił ich, że na skutek pogarszających się
stosunków amerykańsko-japońskich dywizjon zostaje przerzucony na Filipiny. Jeszcze dziś
eskadry przelecą do bazy marynarki wojennej w Barerton. W dniu 6 grudnia odlot na Hawaje,
skąd po uzupełnieniu paliwa nastąpi dalszy przelot na Filipiny.
Wyszedł ze sztabu klnąc cały świat, a w szczególności dowództwo lotnictwa. "Bezsensowna
bzdura - myślał jeszcze w kilka godzin później, idąc do samolotu. - Przecież Japończycy
nigdy nie odważą się zaatakować Stanów Zjednoczonych."
Tak jak porucznik Ted Hilton myślała tego dnia większość Amerykanów.
Miarowe uderzenia gongu oznajmiły godzinę ósmą. Po prognozach pogody znajomy głos
spikera rozpoczął: "Podczas wczorajszej wieczorowej konferencji z delegacją japońską..."
Dziś komunikat różnił się zasadniczo od wielu poprzednich. Wynikało z niego, że na ostatnim
posiedzeniu delegatom udało się przynajmniej częściowo wyjść z impasu. Ambasadorowie
Nomura i Kurusu zawiadomili, że ostatnia nota sekretarza stanu Hulla z dnia 26 listopada jest
studiowana z zainteresowaniem przez rząd generała Tojo. Obecnie oczekują instrukcji i sądzą,
że w najbliższych dniach będą mogli udzielić odpowiedzi, która zadowoli tak naród
amerykański, jak i japoński.
4
Porucznik Hilton wyłączył radio. "I po co był ten bzdurny alarm? - pomyślał. - Przydałoby
się, żeby ktoś zapłacił za" benzynę, którą wypaliliśmy lecąc bez potrzeby z Seattle do
Barerton."
Spokojnym ruchem zapalił papierosa, wypuszczając przed siebie duże, niebieskie kłęby
pachnącego dymu. W myślach był już z powrotem w Seattle, w domu, przy Janet...
W położonym na przeciwległym krańcu Stanów Zjednoczonych Waszyngtonie, w jednostce
noszącej kryptonim OP-20-GY, tego samego dnia o godzinie 8 objął służbę porucznik
marynarki James 0'Neilly.
Od samego rana był w świetnym humorze. Dzień zapowiadał się doskonale. O szóstej spotka
się znów z Evelyn. Przez chwilę zastanawiał się, jaką by tu jej sprawić przyjemność. Wczoraj
była taka miła.
Wieczorem siedzieli blisko przytuleni do siebie w samochodzie, a na wielkim ekranie
wyłaniającym się z otaczającej ich nocy toczyła się wojna. Oglądali najnowszą kronikę
filmową.
Szalały pożary w śródmieściu Londynu, czołgi nacierały w piaskach Zachodniej Pustyni,
huczały działa okrętów odpierających ataki nurkujących samolotów. "Stara, wiecznie
skłócona Europa" - powiedział James do Evelyn...
Jakby na potwierdzenie jego słów na ekranie wyrosły sylwetki potężnych okrętów idących w
szyku torowym po oceanie. W oddali widać było smukłe palmy wybrzeży Oahu, żółty
horyzont szerokiej plaży. Pearl Harbor strzegł bezpieczeństwa i pokoju Ameryki...
Porucznik 0'Neilly został przed dwoma miesiącami o przeniesiony z krążownika
"Brooklyn", gdzie pełnił służbę szefa łączności radiowej, do jednostki OP-20-GY, będącej
specjalną komórką kontrwywiadu Urzędu Łączności Morskiej Departamentu Marynarki USA.
Trudno mu było z początku przyzwyczaić się do pozornie bezczynnego życia w
Waszyngtonie.
Z regularnością zegarka powtarzająca się służba: 6 godzin nocnych -- 6 godzin dziennych, co
drugą dobę. Inaczej, romantyczniej wyobrażał sobie pracę oficera kontrwywiadu. Tymczasem
wszystko ograniczało się do nieustannego prowadzenia nasłuchu stacji o sygnale
wywoławczym XPAC. I do tego tyle środków ostrożności! Wydawało ,mu się nawet nieraz,
że gdy idzie wieczorem na spotkanie z Evelyn, często towarzyszy mu jakiś człowiek-cień.
Dziś od rana w eterze była cisza. Stacja XPAC milczała. Dopiero o godzinie 10.12 porucznik
0'Neilly usłyszał w słuchawkach charakterystyczny sygnał wywoławczy. Natychmiast
włączył automatyczne urządzenie notujące. Na długiej rolce białego papieru szybko zaczęły
narastać kreski i kropki niezrozumiałego, obcego szyfru, który już tyle razy pragnął odgadnąć.
W dwadzieścia minut później, w tym samym budynku, komandor-porucznik Canton z
komórki OP-20-GZ włączył niezwykłą aparaturę, która wyglądała na połączenie dużej
maszyny do liczenia i pisania z radiostacją.
Przesuwając powoli w palcach lewej ręki białą taśmę papieru, zapisaną znakami alfabetu
Morse'a, komandor Canton prawą ręką rozpoczął wystukiwać kluczem te same znaki.
Jednolicie, czerwonawo za jarzyły się w maszynie lampy elektronowe. Równocześnie
rozpoczęły miarowo uderzać czcionki wielkiej klawiatury. Na nawijającej się taśmie jedna po
drugiej układały się pałeczki i kreski japońskiego alfabetu...
Ściśle tajny japoński system łączności został rozszyfrowany przez kontrwywiad amerykański
jeszcze w końcu 1940 roku.
9
Od tej chwili nie było depesz dyplomatycznych przesyłanych z Tokio do ambasady japońskiej
w Waszyngtonie lub wymienianych pomiędzy poszczególnymi placówkami japońskimi,
których treść nie byłaby znana dowództwu sił zbrojnych i rządowi Stanów Zjednoczonych.
Rozszyfrowany został nawet specjalnie skomplikowany "Purpurowy kod", służący do
przekazywania najtajniejszych wiadomości i poleceń.
"Purpurowy kod" różnił się tym od innych szyfrów, że do kodowania i odkodowywania
konieczne było użycie specjalnej maszyny. Naukowcom amerykańskim udało się nie tylko
odkryć tajemnicę kodu i ustalić, że jest on maszynowo nadawany i odczytywany. Odtworzono
również konstrukcję samej maszyny. Wkrótce Stany Zjednoczone posiadały 6 maszyn
pozwalających na natychmiastowe odczytywanie depesz nadawanych za pomocą
"Purpurowego kodu".
Nie pomogło Japończykom również dokonywanie co 24 godziny zmiany klucza szyfru.
"Purpurowy kod" odczytywany był również szybko przez ambasady japońskie, jak przez
komórki... kontrwywiadu armii i floty USA.
Kontrwywiad amerykański przechwytywał regularnie podawane drogą radiową tablice kluczy
na dany okres czasu. Równocześnie inżynierowie i specjaliści w dziedzinie szyfrów
stwierdzili, że kluczem zmieniającym znaczenie cyfr jest odpowiednie ustawienie
mechanizmów maszyny.
Od tego momentu oficerowie kontrwywiadu USA nastawiali mechanizm maszyny
"Purpurowego kodu" tego samego dnia i o tej samej godzinie, co urzędnicy szyfrowi w
ambasadach i poselstwach japońskich rozrzuconych na obu półkulach świata.
O rozdziale zbudowanych maszyn zadecydował osobiście prezydent Roosevelt. Po dwie
maszyny otrzymały
Departament Wojny i Departament Marynarki, jedną, którą ukryto w pieczarze na skalistej
wysepce Corregidor, gen. Mac Arthur na Filipinach. Szóstą i ostatnią maszynę przekazano na
początku 1941 roku Wielkiej Brytanii.
Dla uniknięcia niepotrzebnego dublowania wysiłków prowadzenie nasłuchu i
odszyfrowywanie depesz nadawanych przez Japończyków za pomocą "Purpurowego kodu"
rozdzielone było równomiernie pomiędzy komórki kontrwywiadu Departamentu Wojny i
Departamentu Marynarki.
Każdej doby, która rozpoczynała się od dnia parzystego, prowadził nasłuch, dokonywał
odszyfrowania i doręczenia depesz odbiorcom kontrwywiad Departamentu Wojny; każdego
dnia nieparzystego pracował Departament Marynarki.
Dziś był dzień nieparzysty.
Komandor-porucznik Canton powoli zdjął rękę z przycisku klucza Morse'a i wyłączył
maszynę. Umilkł terkot klawiatury, zgasły ogniki lamp radiowych. Przed nim na biurku leżał
duży zwój białej papierowej taśmy zapisany filigranowymi literkami japońskiego alfabetu.
Komandor Canton przetarł oczy. Czuł się dzisiaj bardzo zmęczony. Ani jemu, ani Ito, jego
pięknej żonie, nie służył mokry i zimny tegoroczny grudzień. Widocznie zbyt długo mieszkali
w słonecznym Tokio.
Przez 12 lat, początkowo jako pomocnik attache morskiego, a później jako oficer do
specjalnych zleceń, Canton pełnił służbę w stolicy Japonii. Przez szereg lat bacznie
obserwował rosnącą potęgę kraju Wschodzącego Słońca na morzu. Tam też poznał i pokochał
małą Japonkę Ito.
Dziś są już trzy lata po ślubie, a od dwóch lat mieszkają w Waszyngtonie, gdzie Canton jako
podwładny swego starego znajomego z Dalekiego Wschodu, komandora-porucznika
Kramera, pracuje w komórce tłumaczeń
3 ,
Szyfrów Urzędu Łączności Morskiej Departamentu Marynarki.
Komandor Canton również słuchał dzisiaj o godzinie 8 radiowego komunikatu o stanie
rokowań amerykańsko-japońskich. Obydwoje z Ito ucieszyli się z zapewnień ambasadorów
Nomury i Kurusu o pozytywnym przyjęciu noty sekretarza Hulla przez rząd To jo. Gdy
wychodził na służbę, Ito przytuliła się do niego w hallu szepcząc mu do ucha: "Widzisz, nie
będzie wojny i na twój urlop polecimy do Honolulu. Tak lubię plażę Waikiki".
Na ściennym zegarze powoli wybiła godzina 11. Komandor-porucznik Canton, daleki w tej
chwili myślami, prawie automatycznie przystąpił do tłumaczenia hieroglifów na język
angielski. Z każdym przetłumaczonym wyrazem jego twarz posępniała coraz bardziej.
Po- napisaniu ostatniego zdania odczytał cały tekst depeszy. Brzmiał on tak:
- Tokio (Tojo). Do Ambasady, Waszyngton, Grudzień 2, 1941, nr 867:
1. Spośród kodów telegraficznych używanych w waszym urzędzie pozostawcie tylko obecnie
używamy maszynowy oraz po jednej kopii kodu "O" (Oite) i kodu skrótów (L). Wszystkie
pozostałe kody znajdujące się w waszym posiadaniu natychmiast spalcie.
2. Zaprzestańcie używania jednej maszyny kodowej i zniszczcie ją całkowicie.
3. Gdy wykonacie obydwa powyższe polecenia, zadepeszujcie do mnie słowo "Haruna".
4. W ten sam sposób postąpcie ze wszystkimi poprzednimi depeszami, z tymi, które obecnie
wychodzą bądź będą wychodzić i przychodzić, oraz wszystkimi tajnymi dokumentami.
5. Spalcie również kody, które przywiózł wam oficer szyfrowy Kosaka... Konieczność
utrzymywania łączności z Mexico, o której donosiłem w mojej depeszy nr 860, już nie
istnieje.
Poniżej leżał odpis okólnika ministra spraw zagranicznych Japonii nr 2447. Nakazywał on
zaprzestać natychmiast używania "Purpurowego kodu" placówkom w Londynie, Hongkongu,
Singapore i Manili. Polecał także spalenie wszystkich szyfrów z wyjątkiem "O" (Oite) i "L"
placówkom w Manili, Kanadzie, Panamie, na wyspach Kubie, Timor, Sinora, Chienmal, we
wszystkich posiadłościach brytyjskich oraz na terytoriach Indii Holenderskich.
"A zatem wojna" - błyskawicą przemknęło przez mózg komandora Cantona. Jako
doświadczony wojskowy i długoletni pracownik służby dyplomatycznej wiedział, że tego
rodzaju polecenia mogą oznaczać tylko ostatnie przygotowania. ,,Wojna ze Stanami
Zjednoczonymi, Anglią i Holandią na Pacyfiku!" Świadczył o tym dobór obszaru, na którym
polecono zniszczyć szyfry i tajne dokumenty.
Canton drżącymi ze zdenerwowania rękami włożył trzynaście odręcznie wykonanych
odpisów do specjalnych teczek. Klucz od nich posiadali tylko on i odbiorcy depesz - najwyżsi
dostojnicy państwowi oraz dowódcy armii i floty USA.
W tej chwili nerwy na moment odmówiły mu posłuszeństwa. Usiadł w głębokim fotelu i
przymknął oczy. Pod zamkniętymi powiekami przez ułamki sekund dojrzał zasnute ogniem i
dymem wybrzeże Oahu i opustoszałą, uroczą plażę Waikiki, na której Ito chciała spędzić
togoroczny urlop.
MILCZĄCA FLOTA
W chwili gdy porucznik lotnictwa armii Stanów Zjednoczonych Ted Hilton w dniu 2 grudnia
wyłączył radio po wysłuchaniu porannego komunikatu, komandor Gishiro Minra, oficer
nawigacyjny lotniskowca "Akagi", ukończył nanoszenie namiarów na mapę.
Było kilkanaście minut po północy czasu hawajskiego, którym zespół japoński posługiwał się
już od szeregu dni.
Komandor Minra spieszył się. Pozostało mu zaledwie kilka godzin. Musiał jeszcze określić
położenie geograficzne, przekazać je innym okrętom zespołu, ustalić kursy i szybkość dla
poszczególnych jednostek.
Przy tej pogodzie nie było to łatwym zadaniem.
Na północnym Pacyfiku już od kilku dni trwał sztorm. Burzliwe morze i gęsta mgła
utrudniały obserwację gwiazd. Okręty przedzierając się przez wielopiętrowe fale łamały
nieustannie nakazany szyk.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • xiaodongxi.keep.pl