[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-----------------------------------------autor : Teodor Tomasz Je�tytu� : W zaraniusygnatura : b00178opracowa� : Stanis�aw Marek G��bi�ski <glabinski@klienci.pkobp.pl>_______)_______) Ze zbior�w Biblioteki Sieciowej)_______) <http://biblioteka.poland.com/>)_______) <e-mail: biblioteka@poland.com>-----------------------------------------Niniejszy plik przeznaczony jest jedynie do prywatnego u�ytku.Jakiekolwiek u�ycie go do cel�w komercyjnych wymaga pisemnej zgody Poland.com SA-----------------------------------------Powie��, kt�r� pod tytu�em "W ZARANIU" czytelnikom ofiaruj�, odnosi si� do sp�czesnych Bu�garii dziej�w, do momentu odrodzenia si� narodu. Spotka�em si� z trudno�ci� pewn�, kt�r� obej�� musia�em. Gdybym si� do historii stosowa� �ci�le, by�bym musia� na teatr akcji powie�ciowej wyprowadzi� osobisto�ci �yj�ce. A�eby niedogodno�ci tej unikn��, zapo�yczy�em u dziej�w t�o i na tle tym nakre�li� si� stara�em obraz momentu jak najwierniejszy. Osobisto�ci, kt�re wprowadzi�em, s� to dzia�acze historyczni, przedstawieni pod postaci� typ�w, jakie si� urobi�y pod wp�ywami, dzi�ki kt�rym nar�d zapomniany wyszed� na widowni� polityczn�.Postacie historyczne, a nawet i miejscowo�ci wyst�puj� w powie�ci pod pseudonimami. Chodzi�o mi g��wnie o t�o, o koloryt lokalny, o przedstawienie momentu dziejowego ze strony wewn�trznej, kt�rej poznanie, poniewa� rzecz sama tyczy si� narodu pobratymczego, nie bez interesu, jak my�l�, b�dzie dla czytelnika.Uwa�a�em za potrzebne tymi kilku s�owami poprzedzi� opowiadanie; a�eby uprzedzi� czytelnika, i� "W ZARANIU" nie znajdzie ani zmy�lenia, ani historii, ale obraz fermentu, jaki si� odbywa� w �onie spo�ecze�stwa budz�cego si� do �ycia narodowego z letargu pi�ciowiekowego.* Tekst skopiowano z zachowaniem niekonwencjonalnej ortografii i przestankowania.Rozdzia�y 1-5ICzasu onego Bu�garia podoba�a si� by�a nies�ychanie �wi�tos�awowi Igorowiczowi. Nie dziw. Kraina to w Europie jedna z najpi�kniejszych. Roz�o�y�a si� na dw�ch Ba�kan�w pochy�o�ciach, staczaj�cych si� jedna ku morzu Egejskiemu, druga ku Dunajowi. Stoki id�c ust�pami nieregularnymi przechodz� tu we wzg�rza, owdzie w roz�ogi, towarzysz�ce dolinom, w g��bi kt�rych p�yn� rzeczki mniejsze i wi�ksze, u �r�de� g�rskie, szumi�ce i pieni�ce si� po kamieniach, dalej tocz�ce wody swoje spokojnie. Jedna z wpadaj�cych do Dunaju rzeczka nosi nazw� Jantry. �r�dliska jej tryskaj� u st�p przej�cia, ws�awionego w czasie wojny ostatniej i zwanego Szipka. Nad ni� le�� dwie wielkiego dla Bu�gar�w znaczenia miejscowo�ci: Tyrnowa, niegdy� kr�lestwa bu�garskiego stolica, i powy�ej Tyrnowy, w g�rach - Gabrowa, stolica i ognisko ruchu umys�owego, kt�ry by� pierwszym budzenia si� narodu z letargu kilkowiekowego symptomem. Rzeczka ta, zabieraj�ca z sob� ze strony prawej i lewej rzeczek pomniejszych du�o, wpada do Dunaju poni�ej miasta Szistowa, w oddaleniu stanowi�cym jedn� trzeci� drogi z Szistowy do Ruszczuku.Jantra w okolicy, kt�r� przep�ywa, odgrywa niema�owa�n� rol�. Dolin� jej przechodzi droga prowadz�ca przez Ba�kany do Kazanliku, do Eski-Saghra i dalej do Adrianopola. U uj�cia przeskakuje przez ni� trakt pocztowy, ��cz�cy ze sob� le��ce nad Dunajem miasta: Ruszczuk, Szistow�, Nikopolis, Rahow�, dwie Palanki i Widdin. Turcy na trakcie most murowany przez rzek� rzucili, przy mo�cie tym Cincar mehan� postawi�, a za mehan� stan�o cha�up kilka i sformowa�a si� osada, kt�rej si� dosta�a nazwa: Kriwena. Nazwy tej nie dawa� jej nikt. Wzi�a si� sama przez si� czy to st�d, �e si� w miejscu tym droga wygina, czy st�d, �e Jantra poni�ej mostu zakrzywia si� w prawo, jakby si� waha�a, czy ma do Dunaju wpa��, czyli te� r�wnolegle do niego ku morzu pod��a�. Kwestia ta nierozstrzygni�t� jest i nierozstrzygni�t� pozostanie, chyba �e Kriwena zmieni si� kiedy w gr�d wielki, zamo�ny i s�awny, do pierwocin kt�rego za lat jakich tysi�c obudzi si� ciekawo�� historyczna. Czemu by to nast�pi� nie mia�o? Czy� Odessa na przyk�ad nie by�a lat temu sto osad� ryback�? Jest to jednak kwestia przysz�o�ci, tymczasem za� Kriwena nie by�a ani s�awn�, ani zamo�n�, ani grodem i warto�� jej ca�kowita zawiera�a si� w mehanie b�d�cej dla prawowiernych kawiarni�, dla nieprawowiernych szynkiem. Podw�jny ten charakter pochodzi� st�d, �e w�a�cicielem onej by� Cincar, niby Rumun, ale nie Rumun - niby Bu�gar, ale nie Bu�gar - niby wierny, ale niekoniecznie wierny padyszacha poddany: m�wi� on po rumu�sku, po bu�garsku i po turecku, m�wi� jeszcze j�zykami paru, swego zanat-at pilnowa� i zarazem przyk�ada� r�ki do zaj�� r�nych, o kt�rych ani gubernator ruszczucki, ani kajmakan szistowski, ani zapti �aden wiedzie� nie powinni. Ani go podejrzewano, a�eby on mistiszug jaki podejrzany prowadzi� mia�. Tytu�owano go mehand�i, od mehany, kt�ra w�a�ciwie "mehan�", to jest domem zajezdnym nie by�a, nie posiada�a bowiem ani stajen, ani szop. Budynek wygl�da� niepoka�nie pod strzech� s�omian� i dzieli� si� na dwie po�owy, rozk�adaj�ce si� symetrycznie ku sieni. Z sieni na prawo wchodzi�o si� do izby obszernej, zaopatrzonej w �awy drewniane, w komin i szynkwas. Ten ostatni otacza�o okratowanie z drzewa, maskuj�ce przed oczami muzu�man�w raki i mastyki, stoj�ce we flaszkach na p�ce, jako te� kieliszki i szklanki, kupi�ce si� obok flaszek w nie�adzie. Muzu�manie za krat� spojrzenia ciekawe zwracali, prawo atoli dozwala�o im patrze� jeno na komin, na kt�rym od rana do wieczora w�gle si� �arzy�y i kt�rego okap ugarnirowany by� w tacki, w d�ezmy (imbryczki) i fili�anki, w puszki drewniane na kaw� me�t� i w butelek kilka, kt�rych szyjki przy�o�one z wierzchu fajkami glinianymi i okr�cone cybuchami sk�rzanymi znamionowa�y naczynia, narghilami zwane. �wiat�o do izby tej dostawa�o si� przez okna, przedstawiaj�ce si� pod postaci� otwor�w kwadratowych, przez kt�re wraz ze �wiat�em wchodzi�o i powietrze, nie by�o bowiem szk�a ani �adnej innej rzeczy, kt�ra by onemu na przeszkodzie stawa�a. Na zim� w otwory wstawia�y si� ramy, p�cherzem obci�gni�te; na lato ramy te wyjmowa�y si� i sz�y na strych. Wieczorem okna si� okiennicami, z zewn�trz zasuwanymi, zas�ania�y.Zak�ad �w - rzecz prosta - na przechodni�w i przejezdnych liczy� i z nich zyski ci�gn��, lubo� i mieszka�cy Kriweny ze swej strony si� przyczyniali w cz�ci jakiej� do pobierania przez Peta z ludzi haraczu pod postaci� procentu, co najmniej dw�chsetnego, od w�o�onego przed laty kapita�u. Procent atoli, jaki oni p�acili, stanowi� cz�� ma�� w por�wnaniu z tym, jaki do d�epu (kieszeni) mehand�ego wp�ywa� w czasie jarmark�w szistowskich. W�wczas wszyscy muzu�manie i chrze�cijanie, co z prawego brzegu Jantry do Szistowy szli lub jechali i z Szistowy wracali, zatrzy urywali si� przed mehan�, jedni dla wysmoktania fili�anki kawy, drudzy dla popicia ma�ko raki celem nabrania animuszu jarmarkowego. W dniach te� panagiru mia� on od rana do wieczora do czynienia du�o. Uwija� si� niby mucha w ukropie, a nawet bra� sobie ku pomocy momcze (ch�opca) z Kriweny za stosownym jednorazowym wynagrodzeniem. W dnie inne jednak starczy� sam; zdarza�y si� za� momenty takie, w kt�rych od rana do wieczora do mehany �ywy nie zajrza� duch. W razach takich Peto oddawa� si� rozmy�laniu, drzemaniu i utrzymywaniu ogniska na wz�r tego, jak kap�anki litewskie Znicz w popiele utrzymywa�y. Przy tym nas�uchiwa� i tak sobie s�uch wydoskonali�, �e rozpoznawa� skrzyp ma�y za g�r� i krzyk surud�ija w ko�owrocie szistowskim. Skoro doszed� s�uchu jego jeden lub drugi, wnet si� do ogniska zwraca�, w�gla dok�ada� i mieszkiem spod spodu dmucha�.W momencie, w kt�rym si� opowiadanie niniejsze rozpoczyna, nasta� by� w�a�nie dzie� taki. Bezrobocie absolutne. Peto na �awie usiad�, r�ce na piersiach skrzy�owa�, powieki zamkn�� i od czasu do czasu d�oni� sobie przed nosem macha�. Czyni� to z powodu much, kt�rym pozwala� �azi� po obliczu swoim ca�ym, z wyj�tkiem okolicy ��cz�cej nos z warg� wierzchni�. Gdy mu kt�ra do nozdrza zagl�da�a, wnet si� z oznakami niecierpliwo�ci budzi�, rzuca� i r�k� wymachiwa�; niekiedy w dodatku kl�� i dziwowa� si�, co za interes mie� mog� muchy do nosa jego. Zarzuca� im rzecz straszn�: pezewenkostwo.- Pezewenk!...- wybuchn�� nacieraj�c sobie z przyciskiem okolic� pod nosem palcem.W chwili tej przed oknem przemkn�a si� posta� ludzka.Peto z �awy wsta� i do ogniska si� zwr�ci�..Do izby wkroczy� cz�owiek jeden, za nim drugi, trzeci, czwarty, pi�ty, sz�sty i si�dmy. Policzy� ich, mimo �e si� od komina, zaj�tym b�d�c dok�adaniem w�gli i dmuchaniem, nie odwraca� i mimo �e na nich nie patrza�, wiedzia�, co to za jedni. Byli to nizami z pu�ku rozlokowanego cz�ciami po miastach naddunajskich. Pierwszy, co wszed�, mia� na sobie mundur oficerski, na piersiach ryngraf, przy boku szabl� kr�tk�, za pasem rewolwer, na g�owie fez czerwony z kutasem regulaminowym, na nogach pantofle z zapi�tkami. Inni odzie�� wydawali szeregowc�w, a pomi�dzy nimi jeden wedle naszywek zdradza� osobisto�� przewodnicz�c� w dziesi�tku i tytu�owan� z racji tej onbaszi, tak samo jak wedle oznak w oficerze rozpozna� mo�na by�o milazima, odpowiadaj�cego stopniem najni�szemu stopniowi oficerskiemu w armiach europejskich.Milazim przez izb� uko�nie przeszed�, przed �aw� pantofle z n�g zrzuci�, usiad� i nogi pod siebie pod�o�y�. To samo uczyni� onbaszi, pierwej jednak karabin przy progu zostawi� i tornister z ramion zrzuci�. Za przyk�adem onbaszi poszli i szeregowcy jeden po drugim. Pozasiadali szeregiem na �awie i jeden po drugim wydobywali z zanadrzy cybuchy, fajki i kapciuchy; fajki powolnie nak�adali i pierwszy, co nak�adania dokona�, odezwa� si�:- A tesz (ognia).Mehand�i, kt�ry przez ten czas ogie� rozdmucha� i wod� w du�ym blaszanym imbryku na w�glach postawi�, wydoby� zza pasa szczypce, uj�� w szczypce w�gielek i zani�s� takowy ��daj�cemu.��danie to powt�rzy� drugi i r�wnie� obs�u�ony zosta�. Po drugim odezwa� si� trzeci; dalej czwarty i tak do ko�ca. Siedem ust pi� pocz�o dymy z siedmiu cybuch�w; kiedy za� ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • xiaodongxi.keep.pl