[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A
NTONI
S
ŁONIMSKI
K
RONIKI TYGODNIOWE
1927–1931
O
K
RONIKACH
T
YGODNIOWYCH
A
NTONIEGO
S
ŁONIMSKIEGO
Gdy 12 czerwca 1927 roku Antoni Słonimski drukował w „Wiadomościach Literackich”
pierwszy odcinek swego wieloletniego cyklu, był już autorem dobrze znanym. Miał rozgłos
wybitnego poety, opinię błyskotliwie dowcipnego i złośliwego satyryka, a także
wymagającego i kapryśnego krytyka teatralnego. Sił w felietonie próbował wcześniej — z
powodzeniem — w „Sowizdrzale” i „Cyruliku Warszawskim”. Był czytywanym
powieściopisarzem i autorem dobrych reportaży. Świeżo, przed miesiącem, zadebiutował na
scenie Teatru Polskiego jako dramaturg. Mniej pamiętano jego działalność plastyczną, od
której rozpoczynał swe przygody z muzami — owe tempery, rysunki i gwasze, wystawiane w
„Zachęcie” w latach 1916–1918, ilustracje do „Sowizdrzała”, grafikę książkową, konkursy, w
których brał nagrody. Był w sile wieku (liczył lat trzydzieści jeden), miał ugruntowane
poglądy, pewność siebie, ostre pióro i nie znał litości w walce o swoje racje.
Z „Wiadomościami Literackimi” współpracował od początku, od roku 1924. Drukował tu
wiersze, artykuły literackie, recenzje z warszawskich premier, szkice z zakresu sztuk
plastycznych, omówienia filmów, złośliwości w rubryce
Książki najgorsze
oraz liczne
drobiazgi — fraszki, notatki, polemiki — zarówno pod nazwiskiem, jak pod pseudonimami.
Do tych licznych wcieleń literackich i artystycznych dodać trzeba jeszcze jedno, już
wcześniej w Słonimskim upostaciowane, ale dopiero teraz mające przybrać kształt pełny,
wyrafinowany i bogaty:
Kroniki tygodniowe
utrwaliły w świadomości powszechnej obraz
Słonimskiego jako klasyka felietonu.
Bywają dzieła pisane jakby na marginesie twórczości właściwej i dopiero z perspektywy
czasu rosnące w znaczenie. To los listów Krasińskiego,
Kronik tygodniowych
Prusa,
dzienników Żeromskiego czy Lechonia. Do tej kategorii należą, jak się zdaje, i
Kroniki
tygodniowe
Słonimskiego. Ich autor za nurt główny swej twórczości zawsze uważał poezję.
W latach
Kronik
nurt ten jak gdyby osłabł; w każdym razie felietony przyćmiły go i doraźną
popularnością, i liczebnością. Od czerwca 1927 do września 1939 roku Słonimski wydał
poemat
Oko w oko
(1928) i jeden tylko nowy tomik poezji, bodaj najświetniejszy:
Okno bez
krat
(1935). Pisał też i wystawiał dramaty i komedie, drukował reportaże, opublikował
powieść
Dwa końce świata
(1937). Wspomina się tu o tym, gdyż była to literatura, w której
publicystyka tkwiła w utajeniu niemal przez cały czas; która towarzyszyła Kronikom
przekładem tej samej problematyki na język emocji. Trudno zresztą oddzielić, zwłaszcza w
drugiej połowie lat trzydziestych, Słonimskiego–publicystę od Słonimskiego–poety: obie te
dziedziny twórczości czerpały obficie z zasobów dziejącej się historii, z burzliwych źródeł
polityki i życia społecznego, w obu wypowiadał się ten sam system wartości, te same
marzenia o świecie bez konfliktów, te same nadzieje na skuteczność słowa pisanego. Nadzieje
z czasem słabnące i ustępujące nastrojom zwątpienia; autor wymienionego wyżej tomiku
zamykał go słowami wiersza
Rozmowa z poetą
. „Smutnych twoich i trudnych słów nie chce,
nie słyszy // Ten, który kraty wznosi i ten spoza krat”. Felieton wydawał się lepiej słyszalny i
w
Kronikach
pisarz trwa nadal na swych uparcie bronionych pozycjach, aż do końca, do
września 1939 roku — choć coraz wyraźniej widząc daremność swych perswazji.
Mieczysław Grydzewski, redaktor i dyktator „Wiadomości”, miał szczęśliwą rękę.
Powierzając Słonimskiemu autonomiczny — zgodnie z tradycją gatunku — teren na ostatniej
kolumnie tygodnika, oddawał mu jednocześnie pełnię władzy na tym terenie. Nie był to krok
lekkomyślny: stanowiska poety i pisma w sprawach najważniejszych były tożsame, granice
liberalizmu, charakteryzującego „Wiadomości”, zakreślone szeroko, podobnie jak granice
wolności felietonisty. Autor i redaktor znali się doskonale z długoletniej (choć nie zawsze
bezkonfliktowej, to prawda) współpracy i byli zaprzyjaźnieni. Dowody uzdolnień
publicystycznych i satyrycznych Słonimski złożył wcześniej, a wśród tych dowodów były też
liczące się akty odwagi krytycznej, uczciwości intelektualnej i zdolności szybkiej i
stanowczej reakcji na wydarzenia z dziedziny życia politycznego, społecznego i kulturalnego.
Już pierwszy felieton ujawnił styl i charakter wypowiedzi Słonimskiego jako kronikarza
„Wiadomości”. Jest w nim niemal wszystko: aktualność; krytycyzm spojrzenia na świat;
złośliwość komentarza, kierowanego ad personam; aluzyjność, czytelna tylko dla
wtajemniczonych (i po latach wymagająca komentarza); karykatura, doprowadzająca do
absurdu; wreszcie gry słowne i kalambury, nie oszczędzające nazwisk atakowanych osób. Z
czasem wyraźnie da się zauważyć postawa sceptyka i racjonalisty, pretekstowość wielu
tematów, wiodąca od szczegółowej obserwacji ku uogólnieniu, zmiana problematyki w
kierunku przewagi spraw polityczno–społecznych nad kulturalnymi. Zmieni się też tonacja
wypowiedzi: osłabnie wiara w reformowalność świata, do głosu dojdzie refleksja
pesymistyczna.
*
Słonimski cenił swoje tradycje warszawsko–inteligenckie. Wiele — jak sam twierdził —
zawdzięczał ojcu, znanemu na gruncie stołecznym lekarzowi, Stanisławowi Słonimskiemu.
Dziedziczył — po nim instynkt społeczny, trzeźwość spojrzenia na świat, wiarę w siłę
rozumu, postawę mądrej tolerancji. Za jego pośrednictwem brał w spadku również pewne
cechy całej formacji intelektualnej, jaką była warszawska inteligencja pozytywistyczna — jej
liberalizm, praktycyzm, ideały służby społecznej, demokratyzm, jej optymizm. W sferze
przekonań politycznych doktor Słonimski przekazał synowi sympatię dla Polskiej Partii
Socjalistycznej i jej programu. Dla poety program ten ucieleśniał, jak się zdaje, wielkie
marzenia końca XIX wieku i uniesienia roku 1905, a nie dyrektywy politycznego działania —
pod jego piórem słowo „socjalizm” miało sens nieco utopijny. Do końca lat dwudziestych
autor
Kronik
zaliczał się jednocześnie do sympatyków PPS i zwolenników Piłsudskiego. Po
ojcu miał wreszcie Antoni Słonimski szybki refleks i cięty dowcip, z którego aż w nadmiarze
czynił użytek w druku.
Był nade wszystko moralistą. Nie w sposobie głoszenia poglądów, lecz w ich podstawach.
W jego systemie wartości wolność i godność człowieka były na pierwszym miejscu. Z tej
zasady pierwszej wypływały inne, przekładała się ona na język ideologii. Tu miał swe źródła
pacyfizm, owo „ceterum censeo” Słonimskiego, manifestowane w
Kronikach
stale, z uporem
niemal nużącym. Wojna — to skrajna forma przemocy, dwukrotnie doświadczona w ciągu
ostatnich kilkunastu lat, za żywej pamięci autora. W
Kronikach
jawi się ona jako wciąż
aktualne zagrożenie, z którym należy walczyć wszelkimi siłami, zwłaszcza zaś wpływając na
świadomość ludzi, od szkoły poczynając, poprzez wszelkie formy społecznej perswazji:
publicystykę, literaturę, religię. Słonimski wielokrotnie podejmuje polemiki z apologetami
wojny, z kultem armii, z metodami wychowania obronnego młodzieży, narażając się na łatwe
do sformułowania zarzuty braku patriotyzmu i „obcości krwi”. Wskazuje na światowe plany
zbrojeniowe, przestrzega przed lekceważeniem problemu przez rządy i opinię publiczną,
przez prasę i radio. Ale też program swój pojmuje szerzej, jako system poglądów stanowiący
o stosunkach międzyludzkich i formach współżycia społeczeństw. „Pacyfizm, który polega
tylko na obawie wojny lub na wstręcie do organizowania zbiorowych morderstw — pisze —
jest uczuciem dość słabym i bezpłodnym. Pacyfizm musi wynikać z szerszej koncepcji
pojmowania świata i nie jest celem ostatecznym, ale jednym ze środków, jednym z warunków
koniecznych przy organizowaniu życia ludzkości” (219
1
). A po latach, w
Alfabecie
wspomnień
, w notatce o Carlu Ossietzkym, dopowiada: „Pacyfizm niewiele miał wspólnego z
1
Cyfry po cytacie odsyłają do numeru kolejnego
Kroniki
.
biernym, tołstojowskim nieprzeciwstawianiem się złu czy z naiwnym sekciarstwem. Byłem
pacyfistą, co nie przeszkadzało mi w 1920 roku zgłosić się do armii. [] Pacyfizm nie
oznaczał wtedy, jak to dziś chcą niektórzy nam wmówić, odmowy walki w obronie kraju.
Warto przypomnieć, że była to postawa pewnych ugrupowań postępowej inteligencji, która
konsekwentnie sprzeciwiała się stosowaniu wszelkiej przemocy politycznej, terrorowi
państwa i broniła podstawowych Praw Człowieka”.
Te refleksje rodziły się z uważnej obserwacji procesów zachodzących we współczesnym
świecie. Słonimski wyraźnie dostrzegał kruchość równowagi sił w Europie zorganizowanej na
podstawach ustalonych przez traktat wersalski. Wzbierające fale nacjonalizmów i
szowinizmów stanowiły dobrą pożywkę dla rodzących się ruchów totalistycznych. Autor
Kronik trafnie oceniał faszyzm włoski, stosowane przezeń metody indoktrynacji, system
terroru fizycznego, choć ograniczony jeszcze zakres historycznych doświadczeń i odległość
od granic polskich pozwalały mu na lekceważąco — parodystyczną prezentację tego
zjawiska. Jako groźne memento jawi mu się natomiast hitleryzm ze swą nie skrywaną
brutalnością, z jawnym ludobójstwem, ze starannie reżyserowaną propagandą — nurt
polityczny bezpośrednio zagrażający Polsce i Europie. W miarę rozwoju sytuacji zagrożenie
to staje się coraz bardziej realne. „Hasła, które ryczy dwa miliony ludzi zebranych na placu
berlińskim — pisze Słonimski w maju 1934 roku — godzą nie w Żydów niemieckich, ale w
podstawy naszej wiary w człowieka i cywilizację. [] Chodzi o rzeczy niemodne, ale jeszcze
nie zwalczone: o moralność, o sprawiedliwość, o człowieczeństwo”(193). Ma to swój wymiar
moralny, ale i bezpośrednio polityczny. Gdy ostatnia z
Kronik tygodniowych
ukazała się
drukiem, w numerze „Wiadomości Literackich” z datą 3 września 1939 roku, niepokoje
Słonimskiego znalazły ponure potwierdzenie w niemieckich zagonach pancernych,
ruszających na Warszawę.
*
O ile faszyzm włoski i niemiecki od początku oceniane były przez Słonimskiego
jednoznacznie i bez wahań, o tyle Związek Socjalistycznych Sowieckich Republik (jak
brzmiała ówczesna nazwa), wcielający ideę komunizmu w kształty dyktatury proletariatu,
budził uczucia zmienne i refleksje niejasne. W poezji swoje stanowisko autor
Kronik
określa
tytułem wiersza:
Hamletyzm
. Jego reportaż z roku 1932,
Moja podróż do Rosji
, rozpisany jest
na głosy Entuzjasty i Sceptyka. W przedmowie do tego reportażu Słonimski zadaje sobie
pytanie: „Czy jadę do kraju czerwonego terroru, czy do państwa żywego socjalizmu, o którym
przecież każdy z nas marzył od dziecka?”. To pytanie rysuje początkową ambiwalencję uczuć
i ocen, widoczną w Kronikach. Zdeklarowany zwolennik socjalizmu chwilami gubi się
najwyraźniej w próbach rozumienia Związku Sowieckiego. Dziś, po doświadczeniach
ostatniego półwiecza, łatwo to napisać. Wtedy wiedza o naszym groźnym sąsiedzie była
jeszcze niepełna i obfitująca w sprzeczności, a dodatkowo mącona dymną zasłoną oficjalnej
sowieckiej propagandy. Autor Kronik cenił zawsze spojrzenie własne, nie ulegające
rozpowszechnionym stereotypom, nie poddane namiętnościom politycznych programów. Był
ostrożny. Próbował ratować ideę socjalizmu przeciwstawiając ją jego „wynaturzeniom” w
postaci realnych, historycznych wcieleń, budzących przynajmniej niepokój, jeśli nie grozę.
Wspomniany wyżej reportaż opatruje w jednej z Kronik autokomentarzem: „Socjalizm w
Rosji [] nie zdołał przeniknąć do życia. Nie socjalizm wytworzył te strony życia
sowieckiego, o których mówię z obrzydzeniem, ale właśnie brak socjalizmu” (136).
Zapowiedź zniesienia GPU w roku 1934 Słonimski wita z nadzieją, nie wiedząc jeszcze, że
wszystkie jego funkcje przejmie natychmiast NKWD. Nieufnie przygląda się rosnącemu
kultowi Stalina, ale też pisze jednocześnie: „Jeśli Stalinowi uda się wygnać z Rosji głód i
gorszy od głodu strach człowieka przed człowiekiem, niedoszły diakon zasłuży istotnie na
wawrzyn największego wodza wszystkich narodów” (189). Z dzisiejszej perspektywy
nadzieje to, delikatnie mówiąc, naiwne. Ale wówczas mieściły się w kategoriach racjonalnego
rozumowania. Słonimski widzi rosnący w Związku Sowieckim terror, wie, co to są Wyspy
Sołowieckie, co to jest mroźna północ. Wkrótce też obraz Związku nabiera w oczach
felietonisty pełnej jednoznaczności. Nadchodzi okres wielkich czystek lat 1934–1937. Już w
końcu roku 1934, po zabójstwie Kirowa, Słonimski nie ma żadnych złudzeń. Sowiety to
państwo „największego skrępowania swobody słowa”, państwo, gdzie „władza i tak jest
najokrutniejsza i najbezwzględniejsza, jaką ludzkość znała od wieków” (218). W roku 1936
jest to już kraj „okrutnego terroru, donosicielstwa i szpiegostwa” (287). W latach 1938–1939
diagnozy Słonimskiego są pozbawione wątpliwości. Wszelkie odmiany faszyzmu oraz
komunizm w wydaniu sowieckim to w jego rozumieniu ten sam typ zagrożenia dla kultury
europejskiej. W miejsce wartości chrześcijańskich (Słonimski pisze o „religii
chrześcijańskiej”) wraca „kult siły i okrucieństwa. Kult walki nie przebierającej w środkach.
To, co się dzieje w Sowietach, Niemczech i we Włoszech jest największym ruchem
pogańskim, jaki istniał od dwu tysięcy lat” (359). I, podsumowująco: „Propagatorzy faszyzmu
mają wspólną cechę z propagatorami bolszewizmu. Pogardę dla moralności” (405).
*
Przez cały czas w kręgu krytycznej obserwacji Słonimskiego znajdują się rodzime
przejawy faszyzacji życia politycznego i społecznego. Wraz z rozwojem sytuacji wewnętrznej
przybierają one na sile. To przede wszystkim ewolucja stylu sprawowania rządów w kierunku
rządów autorytarnych. Sprawa brzeska (1930 — 1932), stanowiąca punkt zwrotny w stosunku
autora Kronik do sanacji; utworzenie w roku 1934 obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej;
konstytucja kwietniowa 1935 roku; powołanie Obozu Zjednoczenia Narodowego (OZON–u)
jako sanacyjnego „frontu jedności narodu” (1936/1937) — to główne etapy tego procesu.
Słonimskiego niepokoiły również próby rozszerzenia wpływów państwa na sfery literatury i
kultury, szczególnie wyraźne od roku 1931, to jest od chwili, gdy ministrem Wyznań
Religijnych i Oświecenia Publicznego, a później i premierem został Janusz Jędrzejewicz.
Toteż uważnie, obserwował i w Kronikach krytykował te zjawiska życia kulturalnego i
literackiego, które stanowiły inicjatywy rządowe lub miały swój początek w kręgach bliskich
sanacji: utworzenie Polskiej Akademii Literatury, Towarzystwa Krzewienia Kultury
Teatralnej, powołanie tygodnika „Pion” jako prorządowej przeciwwagi „Wiadomości
Literackich”, ustanowienie państwowych nagród w zakresie literatury, teatru i plastyki,
wreszcie — co w tym szeregu quasi — kontrolnych działań również wspomnieć należy —
wzmożenie aktywności cenzury. Przedsięwzięcia te odczytywane były przez Słonimskiego
jako próby stopniowego ogarniania kontrolą państwową sfer wolnej sztuki, jako próby
ograniczania wolności słowa i ducha. A niezależność artysty była dla niego nie tylko jedną z
podstawowych zasad twórczości, ale warunkiem istnienia i rozwoju kultury.
Stałym motywem
Kronik
jest aktywność środowisk narodowo–demokratycznych. Są one
nieprzerwanie celem ataków Słonimskiego — a równie często kontrataków,
najgwałtowniejsze bowiem wystąpienia pod adresem „Wiadomości Literackich”,
„Skamandra” i samego poety z tamtych właśnie regionów wychodziły. Chodziło o sprawy
wielkie — i drobne, o polemiki zasadnicze i akcydentalne riposty. Radykalizacja postaw
prowadziła do ekscesów jawnie faszystowskich, jak getta ławkowe, bojówki młodzieży spod
znaku ONR–u (Obozu Narodowo–Radykalnego), jak wreszcie napad na samego
Słonimskiego. W gęstniejącej atmosferze politycznego terroru autor
Kronik
trwał na swych
pozycjach, dając świadectwo postawy godnej i nieustępliwej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • xiaodongxi.keep.pl