[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LAUREN WEISBERGER
PORTIER NOSI GARNITUR OD
GABBANY
Moim dziadkom:
to powinno im pomóc zapamiętać,
którym z wnucząt jestem.
1
Jakie to uczucie należeć do grona wybrańców?
Baby, You're a Rich Mart
(1967)
Paula McCartneya i Johna Lennona
Chociaż zauważyłam ruch tylko kątem oka, od razu wiedziałam, że brązowe
stworzenie, które pomknęło przez moją wypaczoną drewnianą podłogę, to musiał być
karaluch - największy, najtłustszy insekt, jakiego kiedykolwiek widziałam. Superrobal o włos
ominął moją bosą stopę, po czym zniknął pod biblioteczką.
Drżąc, zmobilizowałam się do wykonania czakry oddechowej, której nauczyłam się
podczas wymuszonego przez rodziców pobytu w aśramie. Tętno zwolniło mi nieco po kilku
wymagających skupienia oddechach z „od” przy wdechu i „pręż” przy wydechu, a po paru
minutach opanowałam się na tyle, żeby podjąć konieczne środki ostrożności. Po pierwsze,
wyciągnęłam Millington (która też chowała się, przerażona) z kryjówki pod kanapą.
Natychmiast potem wyjęłam zapinane na zamek błyskawiczny kozaki, by osłonić nogi,
otworzyłam drzwi na korytarz, chcąc zachęcić robala do opuszczenia mieszkania, i zaczęłam
rozpylać ekstramocną, kupioną na czarnym rynku truciznę po wszystkich kątach mojego
miniaturowego lokum. Dusiłam przycisk, jakby to była broń zaczepna, i prowadziłam oprysk
jeszcze prawie dziesięć minut później, kiedy zadzwonił telefon.
Na wyświetlaczu błysnął numer Penelope. Miałam zamiar ją zignorować, ale zdałam
sobie sprawę, że jest jedną z dwóch osób mogących mi udzielić schronienia. W razie gdyby
karaluch zdołał przeżyć fumigację i znów zawędrował do salonu, musiałabym przenocować u
niej albo u wujka Willa. Nie mając pewności, gdzie jest Will dziś wieczorem, uznałam, że
mądrze będzie zachować kanały komunikacyjne nienaruszone. Odebrałam.
- Pen, zostałam zaatakowana przez największego karalucha na Manhattanie. Co mam
robić? - zapytałam w tej samej sekundzie, w której podniosłam słuchawkę.
- Bette, mam NOWINY! - wypaliła, wyraźnie niewzruszona moją paniką.
- Wieści wymagające większej uwagi niż moja plaga?
- Avery właśnie się oświadczył! - wrzasnęła Penelope. - Zaręczyliśmy się!
- Jasna cholera. - Te dwa proste słowa, „zaręczyliśmy się”, mogły jedną osobę tak
bardzo uszczęśliwić, a drugą tak bardzo pogrążyć w żałości. Po chwili uruchomił się mój
wewnętrzny autopilot, przypominając, że zwerbalizowanie tego, co naprawdę myślę, byłoby,
delikatnie mówiąc, niestosowne. Pen, to miernota. Zepsuty ćpun, dzieciak w ciele faceta. Wie,
że nie jest z twojej ligi, i wkłada ci pierścionek na palec, zanim zdasz sobie sprawę z tego, co
się dzieje. Gorzej, wychodząc za niego, będziesz tylko czekała, żeby za dziesięć lat od dzisiaj
zastąpił cię młodszą, bardziej seksowną wersją ciebie, zostawiając cię, żebyś się jakoś
pozbierała. Nie rób tego! Nie rób tego! Nie rób!
- Omójboże! - wrzasnęłam w odpowiedzi. - Gratulacje! Tak strasznie się cieszę!
- Och, Bette, wiedziałam, że się ucieszysz. Ledwie mogę mówić, wszystko dzieje się
tak szybko!
Tak szybko? To jedyny facet, z którym się umawiałaś, odkąd skończyłaś
dziewiętnaście lat. Nie można powiedzieć, że to coś nieoczekiwanego - minęło osiem lat.
Mam tylko nadzieję, że Avery nie złapie opryszczki na wieczorze kawalerskim w Vegas.
- Opowiedz mi wszystko. Kiedy? Jak? Pierścionek? - trajkotałam, odgrywając rolę
najlepszej przyjaciółki całkiem przekonująco, jak sądzę, biorąc pod uwagę okoliczności.
- No wiesz, nie mogę długo rozmawiać, jesteśmy teraz w Plaża. Pamiętasz, jak
nalegał, żeby odebrać mnie dzisiaj z pracy? - Nie czekając na moją odpowiedź, ciągnęła bez
tchu: - Na dole czekał samochód, ale on powiedział mi, że to tylko dlatego, że nie mógł
złapać taksówki i mamy być na kolacji w domu jego rodziców za dziesięć minut. Oczywiście
byłam trochę zirytowana, że nie zapytał, czy chcę iść na tę kolację - powiedział, że zrobił
rezerwację w Per Se, a wiesz, jak ciężko się tam dostać - i piliśmy drinki w bibliotece przed
kolacją, kiedy weszli wszyscy nasi rodzice. Zanim się zorientowałam, co się dzieje, już
przykląkł na jedno kolano!
- Na oczach wszystkich rodziców? Oświadczył się publicznie? - Wiedziałam, że w
moim głosie brzmi przerażenie, ale nie zdołałam się opanować.
- Bette, to żadna publiczność. Tylko nasi rodzice, i powiedział najsłodsze rzeczy na
świecie. Wiesz, nigdy byśmy się nie spotkali, gdyby nie oni, więc rozumiem, o co mu
chodziło. A teraz posłuchaj - dał mi dwa pierścionki!
- Dwa pierścionki?
- Dwa pierścionki. Sześciokaratowy nieskazitelny brylant w platynie, który należał do
jego praprababki i jest przekazywany w rodzinie przez pokolenia jako prawdziwy
pierścionek, i bardzo ładny trzykaratowy diament, asher, z bagietkami, znacznie bardziej
znośny.
- Znośny?
- Raczej nie da się szwendać po ulicach Nowego Jorku z sześciokaratowym
kamieniem, rozumiesz. Uznałam, że to bardzo sprytne zagranie.
- Dwa pierścionki?
- Bette, skup się! Stamtąd poszliśmy do Gramercy Tavem, gdzie mój ojciec zdołał
nawet wyłączyć komórkę na czas trwania kolacji i wznieść stosunkowo miły toast, potem
pojechaliśmy na przejażdżkę dorożką po Central Parku, a teraz jesteśmy w apartamencie w
Płaza. Po prostu musiałam zadzwonić i ci powiedzieć!
Gdzie, och gdzie, podziała się moja przyjaciółka? Penelope, która nawet nie oglądała
pierścionków zaręczynowych, bo uważała, że wszystkie wyglądają tak samo, która trzy
miesiące temu, kiedy nasza wspólna koleżanka z college'u zaręczyła się w dorożce,
powiedziała mi, że to najbardziej pretensjonalna rzecz na świecie, właśnie przedzierzgnęła się
w narzeczoną niebezpiecznie podobną do żony ze Stepfordu. Czy czułam po prostu
rozgoryczenie? Oczywiście, że tak. Sama najbliżej zaręczyn byłam podczas lektury
zapowiedzi ślubnych w „New York Timesie”, znanych też jako „Strona sportowa dla
samotnych dziewczyn”, co niedziela podczas brunchu. Ale to nie miało nic wspólnego z
tematem.
- Tak się cieszę, że zadzwoniłaś! I nie mogę się doczekać, żeby usłyszeć o wszystkich
szczegółach, ale teraz masz zaręczyny do skonsumowania. Kończ tę rozmowę i idź uczynić
swojego narzeczonego szczęśliwym człowiekiem. Czy to nie brzmi dziwacznie?
„Narzeczony”...
- Och, Avery rozmawia przez telefon z kimś z pracy. Powtarzam mu, żeby kończył... -
stwierdziła głośno z myślą o nim - ale gada i gada. Jak ci mija wieczór?
- Ach, kolejny oszałamiający piątek. Niech pomyślę. Poszłyśmy z Millington na
spacer nad rzekę i po drodze jakiś bezdomny dał jej ciasteczko, więc była uszczęśliwiona, a
potem wróciłam do domu i zabiłam, a przynajmniej taką mam nadzieję, największego, jak
sądzę, insekta zamieszkującego zachodnią półkulę. Zamówiłam wietnamskie jedzenie, ale je
wyrzuciłam, kiedy sobie przypomniałam, że czytałam o jakiejś wietnamskiej knajpie w
pobliżu zamkniętej za ugotowanie psa, więc zaraz zjem na elegancką kolację odgrzewany ryż
z fasolką i paczkę stęchłych twizzlersów. O Chryste, gadam jak z telewizyjnej reklamy
obiadów, prawda?
Tylko się roześmiała, wyraźnie nie znajdując w tej konkretnej chwili słów
pocieszenia. Kliknęła druga linia, wskazując, że dzwoni ktoś jeszcze.
- Och, to Michael. Muszę mu powiedzieć. Nie masz nic przeciwko temu, żebym
zrobiła połączenie konferencyjne? - zapytała.
- Jasne. Z przyjemnością usłyszę, jak mu to mówisz. - Michael bez wątpienia będzie
współuczestniczył w żałobie z powodu całej sytuacji, kiedy tylko Penelope odłoży słuchawkę,
bo nienawidzi Avery'ego jeszcze bardziej niż ja.
Rozległo się kliknięcie, po którym nastąpiła chwila ciszy i kolejne pstryknięcie.
- Wszyscy obecni? - pisnęła Penelope, choć nie należała do dziewczyn, które piszczą.
- Michael? Bette? Jesteście oboje?
Michael był moim i Penelope kolegą z UBS

, ale odkąd został wiceprezesem
(najmłodszym w historii), widywałyśmy go znacznie rzadziej. Chociaż był poważnie
zaangażowany w związek, dopiero zaręczyny Penelope naprawdę pokazały, co się dzieje:
dorastaliśmy.
- Cześć dziewczyny - rzucił Michael zmęczonym głosem.
- Michael, zgadnij, co się stało? Zaręczyłam się!
Niemal niezauważalne zawahanie. Wiedziałam, że podobnie jak ja nie jest
zaskoczony, ale usilnie starał się sformułować jakąś wiarygodnie entuzjastyczną odpowiedź.
- Pen, fantastyczna wiadomość! - Dosłownie wrzasnął do słuchawki. Poziom decybeli
w poważnym stopniu zrekompensował brak szczerej radości w jego głosie i zanotowałam
sobie w pamięci, żeby wykorzystać to następnym razem.
- Wiem! - zanuciła Penelope. - Wiedziałam, że ty i Bette będziecie się cieszyć razem
ze mną. Wszystko stało się zaledwie kilka godzin temu i jestem tak podekscytowana, że zaraz
wybuchnę.
- Oczywiście będziemy musieli to uczcić - głośno stwierdził Michael. - Black Door,
tylko my troje, liczne porcje czegoś mocnego i taniego.
- Stanowczo - poparłam go zachwycona, że mogę coś dodać. - Zdecydowanie
organizujemy uroczystość.
- Dobrze, kochani! - krzyknęła w przestrzeń Penelope, nie obdarzając naszych
pijackich planów zbyt wielkim zainteresowaniem. - Słuchajcie, Avery skończył rozmawiać i
ciągnie za kabel. Avery, przestań! Muszę lecieć, ale później do was zadzwonię. Bette, do
zobaczenia jutro w pracy. Kocham was!
Kliknęło, a potem odezwał się Michael:
- Jesteś tam jeszcze?
- Jasne. Chcesz do mnie zadzwonić, czyja mam zadzwonić do ciebie? - Już wcześniej
się zorientowaliśmy, że nie można być pewnym odłączenia trzeciej linii. Z tego też powodu
zawsze podejmowaliśmy konieczne środki ostrożności, kończąc stare połączenie, a dopiero

UBS - Union Bank of Switzerland.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • xiaodongxi.keep.pl